Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Odpowiedział...

by Northywer
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar didja
18 20

Lata temu słyszałam opowieść pewnego historyka o pewnej maturzystce, która dostała pytanie od drugiego egzaminatora o nazwisko dowódcy 1 Dywizji Pancernej w bitwie pod Falaise. Dziewczyna nie pamiętała, więc ów historyk chciał jej dyskretnie podpowiedzieć i zaczął znacząco zerkać na talerz z makowcem. Maturzystka załapała aluzję, pomyślała i wypaliła: "Generał Ciastoń?".

Odpowiedz
avatar Pangia
3 5

Miałem ten sam temat. Uznałem, że nie ma sensu się przygotowywać, skoro siedzę przed kompem minimum 5 godzin dziennie, więc tylko przyniosłem sobie kartkę z pojedynczymi słowami, żeby wiedzieć, do czego się odnieść, gdybym się zaciął. Okazało się, że taka „pomoc naukowa” nie jest dozwolona, więc dukałem przez 5 minut, po czym stwierdziłem, że więcej i tak nie powiem. Ale na pytania odpowiadałem jak trzeba i miałem 55%.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@Smoleniak: Dlatego na maturę nie wybiera się własnych tematów, tylko coś z listy :P Mniejsza szansa, że zagną na maturze.

Odpowiedz
avatar Smoleniak
3 3

@Pangia: wiele zależy od egzaminatora. U mojej wynik oscylował 50-80% (ja 75%), a u drugiej od 75% do 100%, z czego 90% było najczęstsze. @Lynn ja wolałem swój temat, bo jakbym miał gadać o diabelstwach i przeżywać jak mrówka okres dzieje zmyślonych bohaterów, to bym doszedł do swoich. Przynajmniej byłem obeznany w nim, czego nie można powiedzieć o komisji ;)

Odpowiedz
avatar Pangia
-1 1

U mnie ten temat o internecie był z listy. I również wziąłem go dlatego, bo nie miałem najmniejszej ochoty na gadanie o przyrodzie w Panu Tadeuszu czy innych tego typu bzdurach.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@Smoleniak: Wiesz co? Zmieniam swoje stanowisko :P Myślałam sobie o tym wczoraj i dochodzę do wniosku, że jednak własny temat ( a zwłaszcza taki, jak komisja jest nieobeznana) to wybawienie. Ja na swojej ustnej maturze spędziłam jakieś 50 minut. Ponieważ miałam inne stanowisko na temat Szekspira niż jego wielka fanka - pani z komisji (na szczęście nie przewodnicząca) więc próbowala mi wytłumaczyć dlaczego tak bardzo się myle w swoich argumentach i przekonaniach :D Przewodniczący komisji w pewnym momencie to miał już niemały ubaw. Ledwo się powstrzymywał by nie buchnąć śmiechem. W końcu mnie puścili po jakiś 55 minutach ( z tego co mówili inni) i byłam pewna, że nie zdałam a w rzeczywistości miałam najwyższy wynik.

Odpowiedz
avatar Smoleniak
-2 2

@Lynn: Heh, grunt to umieć uargumentować swoje zdanie. Ja miałem temat "rap jako forma polemiki z cywilizacją XX i XXI wieku. Dokonaj analizy na podstawie wybranych utworów." I mnie się czepiała, że ja dokonałem INTERPRETACJI zamiast ANALIZY utworów, które wybrałem. Chciała epitety, rymy etc. Problem w tym że tutaj analiza = interpretacja... Mimo to nadal myślę, że to lepsze od ich oklepanych tematów, bo one w tym nie siedzą, ja kiedyś dużo nad tym spędzałem czasu(myślałem, że przygotowując sobie maturę z rapu jakoś do niego wrócę, ale średnio :P) i pomogło zdać. Matury z polskiego nie potrzebowałem na studai techniczne, więc 75% mnie zadowala.

Odpowiedz
avatar Pangia
3 3

Kolega z klasy na pytanie jak jest po angielsku „przyjaciel” zarzekał się, że „french”. Po wyjściu z sali wyglądał, jakby właśnie się dowiedział, że ma raka i został mu tydzień życia. Zdał z niecałymi 40%.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 10

@Pangia: A kto powiedział, że przyjaciel nie może być "french" Co to za dyskryminacja narodowa?! Raz im się białą flagę zdarzyło zawiesić i już, że nie może być friendem :(

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

Mnie się spytali skąd wiadomo, że nauczyciel na zdjęciu jest wesoły. To zamiast odpowiedzieć "because he have smile on the face" to odpowiedziałem "because he have small on the face". ;/

Odpowiedz
avatar Pangia
1 1

„he is smiling”, ewentualnie „he has smile on his face”.

Odpowiedz
avatar arzigogolata
1 1

@Pangia: 'he has a smile...', jeśli mamy być dokładni.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@arzigogolata: Dajcie spokój. Przecież BlackSnake nie powiedział, że zdał :P Ale poważnie have zamiast has w przypadku 3 osoby na maturze?

Odpowiedz
avatar MakeThatChange
2 2

@telecaster1951: Po pierwsze to nie cała matura tak wygląda. Zacytuję autora: ,,Na początku tej batalii jest kilka pytań rozgrzewkowych", co oznacza, że to jest tylko wstęp do całego egzaminu (swoją drogą to trwający ze 2-3 minuty i niepunktowany). Później (przynajmniej u mnie tak to wyglądało - 3 lata temu) następuje właściwa część egzaminu, czyli odpowiadanie na pytania zadane przez egzaminatora, których uczeń nie widzi, opisy obrazków + pytania do nich, rozmowa na podstawie luźnych wskazówek (np. ja "kupowałam" egzotyczne zwierzę i musiałam powiedzieć jakie warunki muszę mu zapewnić, jak reagują rodzice i jak ich przekonam, itp.). Generalnie trzeba od razu reagować na pytania nauczyciela, na to co mówi, odpowiadać na temat i najlepiej to zachowywać się tak naturalnie, jak to tylko możliwe. A po drugie, to rozumiem, że stres to żadne usprawiedliwienie, ale na niektórych działa on paraliżująco (np. na mnie), i w takiej sytuacji nawet najprostsze pytanie z zestawu "Nawet największy idiota na nie odpowie" mogą okazać się nie do przebrnięcia. Tak bywa, i jak już pisałam, to stres nikogo nie usprawiedliwia, ale nie wiadomo jak to dokładnie było w przypadku autora tekstu. A tak na marginesie to wiadomo jak angielski wygląda w szkołach, nawet liceach (nie twierdzę, że we wszystkich, ale w tych, które widziałam - łącznie z moim - z tym językiem nie było najlepiej), więc każdy może coś źle usłyszeć/zrozumieć, kontekst coś zmienia, cokolwiek. To nie jest łatwe. Sama skończyłam właśnie anglistykę, i kiedy widzę jakie błędy robiłam na początku studiów to aż się za głowę łapię i zastanawiam jakim cudem mnie z miejsca nie wyrzucili. Teraz to widzę i nie wiem jak wtedy mogłam takich "byków" nie dostrzegać, wtedy według mnie wszystko było pięknie napisane. ;-) Nie generalizujmy i po jednej małej wpadce nie wyzywajmy wszystkich od idiotów, bo każdemu się zdarzyło zrobić/powiedzieć coś źle, czy "palnąć jakąs głupotę" i to nieraz. Nikt nie jest Alfą i Omegą i nigdy nie będzie. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar telecaster1951
-3 3

@MakeThatChange: Jak ja pamiętam moją maturę, to dostałem kartkę z zadaniami i miałem 5 minut na przygotowanie się i zaczynał się egzamin. Nie było żadnego pytania o to czy lubię chodzić do zoo. Przecież to jest tak absurdalne że aż niemożliwe.

Odpowiedz
avatar MakeThatChange
1 1

@telecaster1951: Chwila, moment, nie jestem pewna czy przeczytałeś mój post. Napisałam, że to jest tylko ROGRZEWKA, która nawet nie wlicza się do oceny egzaminu, tak? Więc o co chodzi? Mówisz, że dostawałeś pytania i miałeś chwilę na przygotowanie się. Teraz tego czasu już nie ma (przynajmniej ja nie miałam). Na egzaminie odpowiadasz z marszu na pytania nauczyciela, bez przygotowania, nie widzisz tych pytań, rozmawiasz z nauczycielem tak, jakbyś prowadził normalną rozmowę. Zignorowałeś wszystko to, co napisałam o pozostałych częściach egzaminu, a uczepiłeś się małego jego fragmentu (napiszę chyba po raz trzeci NIEPUNKTOWANEJ ROZGRZEWKI), w którym egzaminator pyta o to, czy ktoś lubi chodzić do zoo... Trochę to śmieszne. Pytanie o to czy chodzi do zoo jest faktycznie absurdalne, ale rozgrzewka na tym polega. Robisz coś, co praktycznie każdy jest w stanie zrobić, coś żeby się rozruszać. Nie musi to być super-poważne, czy skomplikowane.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@MakeThatChange: Prawdziwa nauka języków zaczyna się w praktyce, a nie w szkole. Jestem zdania, że nawet jak ma się sypać błędami kali jeść kali pić, to lepiej jest mówić - w końcu się języka człowiek nauczy. Ja pamiętam swoją ustną maturę i szłam na nią z duszą na ramieniu - nie umiałam mówić. Nie potrafiłam się przełamać. Jak weszłam do sali myślałam, że zemdleję. Usiadłam i wiedziałam, że nic nie powiem. O dziwo - stres mnie tak zmotywował, że zaczęłam mówić. Wyszłam z sali z ponad 90% wynikiem (a angielskiego uczyłam się w szkole tylko przez rok. Reszta to ksiażki, seriale, filmy, udzielanie się na zagranicznych forach etc)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@telecaster1951: Ale teraz nie masz 5 minut na przygotowanie się. Losujesz zestaw, przekazujesz nauczycielowi, zadaje ci rozgrzewkowe i lekkie pytania ( zazwyczaj o twoja osobę) potem przechodzicie do ex1 i z miejsca mówisz. Do jednego zadania na przygotowanie masz 30 sekund bodajże. Dla nas absurdalne jest 5 minut na przygotowanie się. Idziesz na mature, to już powinieneś być przygotowany. Może wam jeszcze słownik dawali?

Odpowiedz
avatar MakeThatChange
0 0

@Lynn: Dokładnie, podzielam to zdanie, że języka najlepiej uczyć się w praktyce, bo inaczej nie da rady się porozumieć, itd. U nas w szkole (na studiach) bardzo duży nacisk był na mówienie, pisanie, generalnie różnego rodzaju umiejętności praktyczne, i to zaaowocowało. Wcześniej nie umiałam sensownie zdania po angielsku sklecić, a już nawet nie ma mowy o jakiejkolwiek płynności, czy poprawności. "Wypowiedzi" przygotowywałam wcześniej, z tłumaczem google, słownikami, itp. Teraz wiem, że nadal robię błędy, zwłaszcza kiedy się śpieszę lub próbuję poćwiczyć nowe dla mnie sturktury czy wykorzystać nowe słownictwo, ale teraz przynajmniej sama wyłapuję sporo błędów i umiem je poprawić (chociaż część z nich). Właśnie dzięki tym krótkim wypowiedziom, które kiedyś musiałam sobie wcześniej ułożyć i wkuć na blachę, widzę jaki postęp zrobiłam ;-) Bez tego mam często wrażenie, że zamiast robić jakiś progres, cofam się w znajomości języka, bo zaczynam dostrzegać ilu rzeczy z jego zakresu jeszcze nie znam, o ilu nawet w życiu jeszcze nie słyszałam. Ale to motywuje mnie do zgłębiania "tajników" tego języka, o którym kiedyś myślałam, że jest względnie prosty (o słodka naiwności :-D). I muszę podkreślić, że gdyby nie ten nacisk na praktykę (dużo mówienia, słuchania) nie byłoby takiego postępu (ja się uczyłam angielskiego od podstawówki: ciągłe wałkowanie "na sucho" jednego i tego samego), a na studiach przez pół semestru dowiedziałam się więcej i nauczyłam niż przez całe liceum. Taka jest prawda, niestety...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@MakeThatChange: A z tym się zgadzam :P Ja w liceum tylko przez rok nauki nauczyłam się słowa: trees. (Byłam oficjalnie całkowite A1.1 ale rozmawiać bylam w stanie) także wielki progres. Poznać jedno słowo przez rok nauki. Na studiach moja lektorka była tak zajebista, że poprawiała tylko wyłącznie duże rażące błędy, a na mniejsze przymykała oko, żeby nie pogłębiać stresu i kompleksu z mówieniem. I to wiele osób zmotywowało do otworzenia się. Nie studiowałam filologii, ale czasami wbiłam się na wykład do filologów jak np miałam okienko. Ten język wydaje się prosty w początkowej fazie nauki. Ja przyznaję się wprost, że choć posługiwałam się tym językiem na erasmusach i za granicą - tak ciągle nie opanowałam gramatyki i z 10 czasów. Co więcej - dla mnie to absurd (bo zwłaszcza jako filolog musisz znać wszystkie) a używasz...no tak do 4-5.

Odpowiedz
avatar MakeThatChange
0 0

@Lynn: Wiem jak to wygląda w liceach na przykład (na podstawie własnej szkoły i tych, w których miałam praktyki), to jest kompletny chaos, zero komunikatywności, kreatywności, nic. Ciągłe tylko poprawianie błędów (chociaż sama na praktykach, gdy byłam oceniana w kółko poprawiałam uczniów, żeby mi nikt nie zarzucił, że nie widzę błędów lub nie wiem jak poprawić :-D). To fakt, że muszę znać te wszystkie "czasy" (choć czasami one tak naprawdę nie są). W angielskim genralnie są 2 czasy (teraźniejszy i przeszły - byłam zdziwiona, gdy się o tym na Lingwistyce dowiedziałam ;-)), ale jest jeszcze mnóstwo mieszanek konstrukcji, często w bardzo formalnym kontekście (czas zaprzeszły + passive + jeszcze coś tam) i to jest makabra w czystej postaci... Ale powiem Ci, że konstrukcje, które w liceum były dla mnie czymś jeszcze gorszym do zgłębienia niż czarna magia, na studiach, gdy wykładowcy potrafili to sensownie wytłumaczyć okazywały się naprawdę proste. Aż sama się dziwiłam, czego ja tam nie kapowałam ;-) choć przyznam się, że z rodzajnikami mam nadal problemy (wiadomo tutaj więcej wyjątków niż reguł)... Ale lubię ten język i mam motywację, żeby się go uczyć. Bardzo ważna jest dla Anglików płynność i wymowa. U nas byli nativi i właśnie to podkreślali. Masz być komunikatywna, mówić w miarę płynnie i z akcentem - no i oczywiście z sensem ;-) - a na jakieś drobne błędy przymkną oko. Ale fakt, bez rozmowy nawet jeśli znasz regułki na wylot i dużo słów, nadal ciężko będzie się porozumieć... niestety ;-) A Ty co studiowałaś, jeśli można spytać? :-)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

Jako pierwszy rocznik z "nowej" matury czy z systemu z gimnazjami, pamiętam jak na koniec liceum zdawałem rozszerzony angielski. Na ustnej trafiłem na temat pomocy społecznej i ogólnej dyskusji na temat tego, czy powinniśmy odprowadzać większe składki na ubezpieczenia społeczne aby płacić renty tym bezrobotnym. W którymś momencie jeden z egzaminujących zadał mi pytanie co sądze o tych osobach które są "handicap". Ponieważ nie znałem tego słowa, zacząłem najeżdżać, że jak złodzieje (bo myślałem że chodzi o kieszonkowców i drobnych złodzieji) siedzą w wiezięniu, albo dopiero co z niego wyszli lub są poddani programowi resocjalizacji - to z jakiej racji mają dostawać moje ciężko zarobione pieniądze jako zasiłek. Po 15 sekundach ciszy kiedy zakończyłem swoją przemową, dowiedziałem się od egzaminatora, że handicap oznacza osobę niepełnosprawną, np. taką która jeździ na wózku. Egzamin zdałem celująco, bo pomimo jednej pomyłki potrafiłem rozmawiać płynnie i bronić swojej (błędnej) racji :)

Odpowiedz
avatar kubala0304
3 3

Mój kolega miał podobny incydent w liceum, ale na szczęście tylko na niezobowiązującym testowym egzaminie ustnym z nauczycielem. Dostał pytanie w stylu "Should the zoos exist ?", w odpowiedzi oparł się na teorii liberalizmu gospodarczego i stwierdził, że mogłyby go zastąpić prywatne firmy. Najzabawniejsze było, że nauczyciel w ogóle się nie zorientował, że doszło do pomyłki i został uświadomiony dopiero później przez pozostałe osoby. Wniosek jest taki, że każdemu mogło się zdarzyć.

Odpowiedz
avatar mikulek04
4 4

@kubala0304: czy twój przyjaciel nie ma czasem na imię Wojtek?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lipca 2015 o 3:45

avatar konto usunięte
0 0

@kubala0304: Nauczyciel się nie zorientował? A czego on uczył? Rosyjskiego?

Odpowiedz
avatar go1
1 1

Wychodzi na to,tak czy siak że ZUS i ZOO to to samo. :3

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@go1: Bo w ogóle głupim jest dodawanie s do zoo w angielskim. U nas zoo czy to liczba pojedyńcza czy mnoga to zoo podobnie jest z drzwiami i majtkami (w ogóle jakby brzmiała liczba mnoga? Zoołeły?) Dla Anglojęzycznych ot s w przypadku Zoo ma sens dla nas nie. Podobnie pewnie myślą o naszym podwójnym zaprzeczniu, albo "no" jako tak :D

Odpowiedz
avatar czojnik
3 3

Mój znajomy napisał present continuous przez ó

Odpowiedz
Udostępnij