rok temu w czerwcu, wychodziła za mąż moja znajoma - stara panna. ślub cywilny, bo przyszły małżonek jest rozwodnikiem.
clou programu: oboje "młodzi" zapomnieli dowodów osobistych.
szybka akcja: galopem w dwa auta i po dowody, ona do siebie, on do siebie. w kiecce, w gangu. ceremonia opóźniona o prawie pół godziny, oni zdenerwowani, zdyszani. ręce się trzęsą, pot po plecach. a miało być tak pięknie...
pytanie: jak dwoje, niemłodych już, podobno wykształconych ludzi (nauczycielka z 5 fakultetami i lekarz psychiatra), mogło myśleć, że dostaną ślub na piękne oczy...?
rok temu w czerwcu, wychodziła za mąż moja znajoma - stara panna. ślub cywilny, bo przyszły małżonek jest rozwodnikiem. clou programu: oboje "młodzi" zapomnieli dowodów osobistych. szybka akcja: galopem w dwa auta i po dowody, ona do siebie, on do siebie. w kiecce, w gangu. ceremonia opóźniona o prawie pół godziny, oni zdenerwowani, zdyszani. ręce się trzęsą, pot po plecach. a miało być tak pięknie... pytanie: jak dwoje, niemłodych już, podobno wykształconych ludzi (nauczycielka z 5 fakultetami i lekarz psychiatra), mogło myśleć, że dostaną ślub na piękne oczy...?
Odpowiedz