Jaka parodia, co to za brednie... jest po prostu zupełnie inną grą, bo tamten gwint siłą rzeczy nie miał kart opisujących świat książki... Poza tym, czy gwint w książkach nie był czasem po prostu jakąś faktyczną karcianką ze zmienionymi nazwami? Jakiś brydż czy coś?
Gwint w książkach:
Skomplikowanych reguł tej typowo krasnoludzkiej gry nadal nie mógł pojąć, ale zachwycał się wyjątkowo starannym wykonaniem kart i malunkami figur. W porównaniu do kart, którymi grali ludzie, karty krasnoludów były prawdziwymi arcydziełami poligrafii. (...)
Wizerunki na kartach krasnoludów wykluczały podobne pomyłki. Noszący koronę wyżnik był prawdziwie królewski, panna cycata i urodziwa, a uzbrojony w halabardę niżnik zawadiacko wąsaty. Figury te zwały się po krasnoludzku harval, vaina i ballet, ale Zoltan i jego kompania używali w grze języka wspólnego i nazw ludzkich. (...)
Podstawową zasadą krasnoludzkiego gwinta było coś przypominającego licytację na targu końskim - tak intensywnością, jak i natężeniem głosu licytujących. Następnie para zgłaszająca najwyższą "cenę" starała się zdobyć jak najwięcej wziątek, czemu druga para na wszelkie sposoby przeszkadzała. Rozgrywka przebiegała głośno i gwałtownie, a obok każdego gracza leżał gruby kij. Okładano sie kijami dość rzadko, ale wymachiwano często.
— Chrzest ognia
No faktycznie, różni się od gry jak cholera. :v
Odpowiedz
Zmodyfikowano
1 raz.
Ostatnia modyfikacja:
7 czerwca 2017 o 15:37
Jaka parodia, co to za brednie... jest po prostu zupełnie inną grą, bo tamten gwint siłą rzeczy nie miał kart opisujących świat książki... Poza tym, czy gwint w książkach nie był czasem po prostu jakąś faktyczną karcianką ze zmienionymi nazwami? Jakiś brydż czy coś?
OdpowiedzGwint w książkach: Skomplikowanych reguł tej typowo krasnoludzkiej gry nadal nie mógł pojąć, ale zachwycał się wyjątkowo starannym wykonaniem kart i malunkami figur. W porównaniu do kart, którymi grali ludzie, karty krasnoludów były prawdziwymi arcydziełami poligrafii. (...) Wizerunki na kartach krasnoludów wykluczały podobne pomyłki. Noszący koronę wyżnik był prawdziwie królewski, panna cycata i urodziwa, a uzbrojony w halabardę niżnik zawadiacko wąsaty. Figury te zwały się po krasnoludzku harval, vaina i ballet, ale Zoltan i jego kompania używali w grze języka wspólnego i nazw ludzkich. (...) Podstawową zasadą krasnoludzkiego gwinta było coś przypominającego licytację na targu końskim - tak intensywnością, jak i natężeniem głosu licytujących. Następnie para zgłaszająca najwyższą "cenę" starała się zdobyć jak najwięcej wziątek, czemu druga para na wszelkie sposoby przeszkadzała. Rozgrywka przebiegała głośno i gwałtownie, a obok każdego gracza leżał gruby kij. Okładano sie kijami dość rzadko, ale wymachiwano często. — Chrzest ognia No faktycznie, różni się od gry jak cholera. :v
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 czerwca 2017 o 15:37
@BlackWolf120: Brakuje nam w świecie karcianki, w której można by się naparzać kijami ze znajomymi :)
Odpowiedz@bukimi: TAK :D
Odpowiedz