Kiedyś na wakacyjnym obozie nasz pokój miał przydzielony na stołówce stolik obok stolika wegetarianek. Początkowo dostawały specjalnie przygotowywane dla nich dania (kucharzami byli studenci gastronomii na praktykach, więc robili nam cuda), my natomiast zawsze zostawialiśmy po sobie jarzyny. Po dwóch dniach dogadaliśmy się i zamiast dostawać wegetariańskie dania, zaczęły brać takie jak inni i wymienialiśmy się tym, co nam zbywało :)
Ach, piękne czasy, gdy wegetarianizm był indywidualnym wyborem a nie modą...
Może jemu też daje?
OdpowiedzChyba on jej coś daje.
Odpowiedz@aletuciemno: jak to mężatka to innym też daje.
OdpowiedzCieszy się bo ją puka gdy mąż mięso wciąga :)
OdpowiedzMoże dlatego, że radość ze szczęścia innych wydaje się logiczna i normalna? Tylko w Polsce jakoś inaczej jest pod tym względem.
OdpowiedzPo prostu wstydzi się do tego przyznać.
OdpowiedzKiedyś na wakacyjnym obozie nasz pokój miał przydzielony na stołówce stolik obok stolika wegetarianek. Początkowo dostawały specjalnie przygotowywane dla nich dania (kucharzami byli studenci gastronomii na praktykach, więc robili nam cuda), my natomiast zawsze zostawialiśmy po sobie jarzyny. Po dwóch dniach dogadaliśmy się i zamiast dostawać wegetariańskie dania, zaczęły brać takie jak inni i wymienialiśmy się tym, co nam zbywało :) Ach, piękne czasy, gdy wegetarianizm był indywidualnym wyborem a nie modą...
Odpowiedz