Pamiętam jak sobie kiedyś jechaliśmy ze sporą grupką znajomych tycim samochodem pod taką ostrą górkę, ja siedziałem w bagażniku z dziewczyną, bo czemu nie. Autko dzielnie prze pod górkę, jednak w końcu się poddało i wtem spod maski wzbierać zaczęły kłęby szarego dymu, ludzie zaczynają panikować, jak to tak, hamulce nie utrzymają na stromiźnie 8 osób w tycim samochodziku? Samochód zaczął staczać się w tył, wszyscy wyskoczyli i zostaliśmy tylko my dwoje i nieubłaganie zbliżający się stromy spadek i kamieniste dno rzeki u stóp wzgórza, a wszystko co przeszło przez moją głowę to: "Kuuuu*wa, umrzeć w wakacje?"
e, na studiach z paru imprez wracałem w bagażniku, i to nie z powodu wiotkości, co z braku lepszego transportu. Sorry, na Mazurach przez las po ciemku i po pijaku wracać kilka km to bardziej ryzykowne, niż jazda "na worek ziemniaków"
Pamiętam jak sobie kiedyś jechaliśmy ze sporą grupką znajomych tycim samochodem pod taką ostrą górkę, ja siedziałem w bagażniku z dziewczyną, bo czemu nie. Autko dzielnie prze pod górkę, jednak w końcu się poddało i wtem spod maski wzbierać zaczęły kłęby szarego dymu, ludzie zaczynają panikować, jak to tak, hamulce nie utrzymają na stromiźnie 8 osób w tycim samochodziku? Samochód zaczął staczać się w tył, wszyscy wyskoczyli i zostaliśmy tylko my dwoje i nieubłaganie zbliżający się stromy spadek i kamieniste dno rzeki u stóp wzgórza, a wszystko co przeszło przez moją głowę to: "Kuuuu*wa, umrzeć w wakacje?"
OdpowiedzNo, chyba że wracacie z imprezy w 15 osób Fiatem Cinquecento.
Odpowiedze, na studiach z paru imprez wracałem w bagażniku, i to nie z powodu wiotkości, co z braku lepszego transportu. Sorry, na Mazurach przez las po ciemku i po pijaku wracać kilka km to bardziej ryzykowne, niż jazda "na worek ziemniaków"
Odpowiedz