@Dawid_M: Trzeba mieć sprzęt high tech, samochód i mieszkanie, więc pracuje się we dwóch rodziców, a każda zaoszczędzona na dziecku złotówka jest przydatna :)
Gdy chodziłem do szkoły, w większości przedmiotów nie widziałem sensu, więc ciężko z tego czerpać przyjemność. Wynagrodzenie pieniężne jakoś motywuje przynajmniej. Będą chociaż wiedziały jak wygląda dorosłe życie gdzie ludzie pracują również dla pieniędzy przede wszystkim
@Frogy0: Jak ja chodziłem do szkoły to nikomu nawet się nie pomyślało, rodzicom czy dzieciom, by była jakaś nagroda pieniężna za dobre oceny. Cała nagroda to były książki na koniec roku dla najlepszych uczniów (średnia powyżej 4,75), sponsorowane przez szkołę (pieniądze rodziców), a na wakacje jechało się gdzieś na wieś, Mazury czy do Kołobrzegu, chociaż często siedziało się w domu i chodziło na pływalnię miejską/jezioro.
Ja zgadzam się z autorką demota. Ludzie, którzy płacą dzieciom za to, że się uczą, sami nie doceniają wartości nauki. Nie maja szacunku dla wiedzy. A przecież wiedza kształtuje to, kim jesteśmy. Jest podstawą do rozważań i dyskusji. Jeśli ktoś uczy się tylko dlatego, bo jest to opłacalne i tylko rzeczy, które są potrzebne, to sam robi z siebie niewolnika pieniądza. Nie różni się niczym od mechanicznego ramienia, które składa samochody w fabryce.
@ShaH: Szkoła niestety ma to do siebie, że potrafi zabić pasję do nauki. W podstawówce nałogowo niemal oglądałem Discovery czy NatGeo, chodząc do liceum nie tylko przestałem to robić ale nawet nie miałem ochoty książek czytać bo cały dzień jakaś raszpla dość skutecznie mnie do tego zniechęcała. Teraz jak nikt nie stoi nade mną z batem na nowo czuję rządzę wiedzy, czytam książki popularno-naukowe, blogi, oglądam Naukowy Bełkot i inne pierdoły, bo cudownie jest poznawać nowe rzeczy. Może jakbym miał finansową motywację to nie straciłbym tego zapału? Kto wie.
@LichMcKnee: Jeżeli motywacją do nauki jest kasa, to czy człowiek tak naprawdę się uczy? Wątpię, żeby człowiek który od początku był nagradzany za naukę nagle pojął, że nagrodą za naukę jest sama wiedza. Szkoła jest, jaka jest. Nie każdy nauczyciel potrafi przekazywać dobrze wiedzę i nikt nie będzie geniuszem z każdej dziedziny. Dlatego tym bardziej nagradzanie za wysoką średnią jest bez sensu. Niestety ludzie w większości to materialiści i większość ludzi traktuje szkołę tylko i wyłącznie jako przysposobienie do zawodu. Wyznacznikiem statusu jest papierek i literki przed nazwiskiem, a wyznacznikiem szczęścia zera na koncie. Choćbyś miał być sam zerem. Smutny świat.
@ShaH: Do szkoły niestety chodzi się w wieku, w którym się jest młodym i głupim. Rodzic powinien motywować swoje dziecko wszelkimi metodami do nauki, bo jak się nie będzie uczyć zanim dojdzie do wniosków, że to ważne, to później nie nadrobi zaległości.
Robienie skandalu ze zwykłego wynagradzania dziecka to przesada. Z drugiej strony zależy jeszcze jak to wygląda w domu, jeśli rodzice robią jakieś pranie mózgu że "jak nie zasłużysz na tego drona to będziesz nikim" to już patologia w drugą stronę.
Inna kwestia to "w szkole dziecko ma się realizować". W tym miejscu mam nadzieję, że rzeczona córka poszła do naprawdę dobrej szkoły, gdzie faktycznie ma szansę się realizować. W przeciwnym razie to w większości szkół to nie dzieci się realizują, a narzucony program nauczania.
@gomezvader
Nie zgodzę się, bo ja akurat rzeczywiście się realizowałam (kujonem nie byłam). Mogłam rozwijać pasję na kole teatralnym, uczyć się pomagania i bezinteresowności w ramach szkolnego wolontariatu, wypróbowanie się w roli przewodniczącej samorządu i gospodarza klasy sprawiło, że łatwo wybrałam ścieżkę kariery. I też jakoś nie rozumiem oceniania sposobów wychowania - myślę, że o ile dziecko nie jest krzwydzone, to rodzice mają wolną rękę.
@jaqulin: To musiała być naprawdę jakaś "specjalna" szkoła. Dla ludzi bez kredytu na mieszkanie. Chodziłem do 4 różnych szkół(lub zespołów szkół), a jedyne zajęcia pozalekcyjne jakie kojarzę z czasów szkolnych to: kółko plastyczne, którego celem by to by ciągłe wygrywanie w konkursach plastycznych córki nauczycielki tego przedmiotu było mniej podejrzane. Gazetka szkolna(w podstawówce). Gazetka szkolna(w gimnazjum, którą reaktywowano z mojego powodu, a potem mnie z niej wywalono bo nie chciałem się podporządkować z moim działem, to tyle z realizowania się). I... hmm. I to tyle. Koło teatralne? Wolontariat? W japonii mieszkasz? A jeszcze można dodać do tego jakieś sportowe rzeczy, ale takimi zajęciami interesuje się maks 1,5 osoby na klasę, a ja się nie zaliczam. Wiem, że w jednej z moich szkół było coś z saneczkarstwem i na tyle na poważnie, że na ostatniej zimowej olimpiadzie(tej w chinach) był mój znajomy z klasy. Ale warto zaznaczyć, że ocen to on nie miał górnolotnych. Poza w-f'em.
Tak więc faktycznie. Mogę powiedzieć. Znam JEDNĄ osobę, która realizowała się za czasów szkoły i to za jej pośrednictwem.
Poza tym mówimy tu właściwie o ocenach w szkole, a nie o działaniach poza nauką. I jeśli wykluczymy np profil foto(bo tam na pewno idą ludzie, którzy chcą się realizować), albo plastyka(bo baby idą tam bo nie mają pomysłu i lubią maca, a faceci idą tam bo wiedzą, że nie będzie tam facetów[a potem po pół roku wracają z płaczem do ludzi]) to nie ma czegoś takiego jak realizowanie się w szkole. Realizować się to się można na studiach w fazach względnej trzeźwości. A do szkoły chodzi się po to, żeby dostać jakiś papier.
Przecież babka wyraźnie powiedziała "płacić za oceny", a nie "płacić za chęci do robienia w szkole czegoś ponad to co wymaga program".
No zaiste chamstwo nad chamstwem.
jestem OBURZONA ze inni rodzice majo wiencej pienionrzkuw ode mnie i dajo dzieciom kosztowne nagrody. Pizze byście kupili tanio czy kilogram schabu, a nie jakieś drony i androjidy! Warzne ze razem, pieniondze szczenscia nie dajo!!
Ja osobiście zgadzam się po części z dwiema stronami. I faktycznie nagradzanie za wyniki jest dobre, ale kiedy czytam 'Mogła jechać za granicę, ale piąte miejsce w klasie, to same rozumiecie, że nie ma sensu wynagradzać jej aż tak' to uważam, że jest to typowo Grażynowskie.
Mały dron za 70 zł i jazda pociągiem nad morze 20 zł - naprawdę duże wydatki.
Odpowiedz@Dawid_M: Trzeba mieć sprzęt high tech, samochód i mieszkanie, więc pracuje się we dwóch rodziców, a każda zaoszczędzona na dziecku złotówka jest przydatna :)
OdpowiedzGdy chodziłem do szkoły, w większości przedmiotów nie widziałem sensu, więc ciężko z tego czerpać przyjemność. Wynagrodzenie pieniężne jakoś motywuje przynajmniej. Będą chociaż wiedziały jak wygląda dorosłe życie gdzie ludzie pracują również dla pieniędzy przede wszystkim
Odpowiedz@Frogy0: Jak ja chodziłem do szkoły to nikomu nawet się nie pomyślało, rodzicom czy dzieciom, by była jakaś nagroda pieniężna za dobre oceny. Cała nagroda to były książki na koniec roku dla najlepszych uczniów (średnia powyżej 4,75), sponsorowane przez szkołę (pieniądze rodziców), a na wakacje jechało się gdzieś na wieś, Mazury czy do Kołobrzegu, chociaż często siedziało się w domu i chodziło na pływalnię miejską/jezioro.
Odpowiedz@Dawid_M: Mówię o samej idei, a nie czy ktoś mnie nagradzał czy nie. Kiedyś to pewnie nagrodą za dobre stopnie był brak wpier***lu od rodziców :D
OdpowiedzZazwyczaj robienie tego, co się lubi, jest mało opłacalne. Trzeba robić coś, co ma wartość dla innych.
OdpowiedzWakacje w Mielnie w wakacje? Toż to skandal! A jeszcze większym skandalem, jest to, że do Mielna jeżdżą też dzieci ze złymi ocenami!
OdpowiedzCiekawe czy znana jej jest idea stypendiów za wyniki w nauce xD
OdpowiedzJa zgadzam się z autorką demota. Ludzie, którzy płacą dzieciom za to, że się uczą, sami nie doceniają wartości nauki. Nie maja szacunku dla wiedzy. A przecież wiedza kształtuje to, kim jesteśmy. Jest podstawą do rozważań i dyskusji. Jeśli ktoś uczy się tylko dlatego, bo jest to opłacalne i tylko rzeczy, które są potrzebne, to sam robi z siebie niewolnika pieniądza. Nie różni się niczym od mechanicznego ramienia, które składa samochody w fabryce.
Odpowiedz@ShaH: Szkoła niestety ma to do siebie, że potrafi zabić pasję do nauki. W podstawówce nałogowo niemal oglądałem Discovery czy NatGeo, chodząc do liceum nie tylko przestałem to robić ale nawet nie miałem ochoty książek czytać bo cały dzień jakaś raszpla dość skutecznie mnie do tego zniechęcała. Teraz jak nikt nie stoi nade mną z batem na nowo czuję rządzę wiedzy, czytam książki popularno-naukowe, blogi, oglądam Naukowy Bełkot i inne pierdoły, bo cudownie jest poznawać nowe rzeczy. Może jakbym miał finansową motywację to nie straciłbym tego zapału? Kto wie.
Odpowiedz@LichMcKnee: Jeżeli motywacją do nauki jest kasa, to czy człowiek tak naprawdę się uczy? Wątpię, żeby człowiek który od początku był nagradzany za naukę nagle pojął, że nagrodą za naukę jest sama wiedza. Szkoła jest, jaka jest. Nie każdy nauczyciel potrafi przekazywać dobrze wiedzę i nikt nie będzie geniuszem z każdej dziedziny. Dlatego tym bardziej nagradzanie za wysoką średnią jest bez sensu. Niestety ludzie w większości to materialiści i większość ludzi traktuje szkołę tylko i wyłącznie jako przysposobienie do zawodu. Wyznacznikiem statusu jest papierek i literki przed nazwiskiem, a wyznacznikiem szczęścia zera na koncie. Choćbyś miał być sam zerem. Smutny świat.
Odpowiedz@ShaH: Do szkoły niestety chodzi się w wieku, w którym się jest młodym i głupim. Rodzic powinien motywować swoje dziecko wszelkimi metodami do nauki, bo jak się nie będzie uczyć zanim dojdzie do wniosków, że to ważne, to później nie nadrobi zaległości.
OdpowiedzRobienie skandalu ze zwykłego wynagradzania dziecka to przesada. Z drugiej strony zależy jeszcze jak to wygląda w domu, jeśli rodzice robią jakieś pranie mózgu że "jak nie zasłużysz na tego drona to będziesz nikim" to już patologia w drugą stronę. Inna kwestia to "w szkole dziecko ma się realizować". W tym miejscu mam nadzieję, że rzeczona córka poszła do naprawdę dobrej szkoły, gdzie faktycznie ma szansę się realizować. W przeciwnym razie to w większości szkół to nie dzieci się realizują, a narzucony program nauczania.
OdpowiedzRealizować się? W szkole? Z jakiej planety się wzięła ta babka?
Odpowiedz@gomezvader Nie zgodzę się, bo ja akurat rzeczywiście się realizowałam (kujonem nie byłam). Mogłam rozwijać pasję na kole teatralnym, uczyć się pomagania i bezinteresowności w ramach szkolnego wolontariatu, wypróbowanie się w roli przewodniczącej samorządu i gospodarza klasy sprawiło, że łatwo wybrałam ścieżkę kariery. I też jakoś nie rozumiem oceniania sposobów wychowania - myślę, że o ile dziecko nie jest krzwydzone, to rodzice mają wolną rękę.
Odpowiedz@jaqulin: To musiała być naprawdę jakaś "specjalna" szkoła. Dla ludzi bez kredytu na mieszkanie. Chodziłem do 4 różnych szkół(lub zespołów szkół), a jedyne zajęcia pozalekcyjne jakie kojarzę z czasów szkolnych to: kółko plastyczne, którego celem by to by ciągłe wygrywanie w konkursach plastycznych córki nauczycielki tego przedmiotu było mniej podejrzane. Gazetka szkolna(w podstawówce). Gazetka szkolna(w gimnazjum, którą reaktywowano z mojego powodu, a potem mnie z niej wywalono bo nie chciałem się podporządkować z moim działem, to tyle z realizowania się). I... hmm. I to tyle. Koło teatralne? Wolontariat? W japonii mieszkasz? A jeszcze można dodać do tego jakieś sportowe rzeczy, ale takimi zajęciami interesuje się maks 1,5 osoby na klasę, a ja się nie zaliczam. Wiem, że w jednej z moich szkół było coś z saneczkarstwem i na tyle na poważnie, że na ostatniej zimowej olimpiadzie(tej w chinach) był mój znajomy z klasy. Ale warto zaznaczyć, że ocen to on nie miał górnolotnych. Poza w-f'em. Tak więc faktycznie. Mogę powiedzieć. Znam JEDNĄ osobę, która realizowała się za czasów szkoły i to za jej pośrednictwem.
OdpowiedzPoza tym mówimy tu właściwie o ocenach w szkole, a nie o działaniach poza nauką. I jeśli wykluczymy np profil foto(bo tam na pewno idą ludzie, którzy chcą się realizować), albo plastyka(bo baby idą tam bo nie mają pomysłu i lubią maca, a faceci idą tam bo wiedzą, że nie będzie tam facetów[a potem po pół roku wracają z płaczem do ludzi]) to nie ma czegoś takiego jak realizowanie się w szkole. Realizować się to się można na studiach w fazach względnej trzeźwości. A do szkoły chodzi się po to, żeby dostać jakiś papier. Przecież babka wyraźnie powiedziała "płacić za oceny", a nie "płacić za chęci do robienia w szkole czegoś ponad to co wymaga program".
OdpowiedzNo zaiste chamstwo nad chamstwem. jestem OBURZONA ze inni rodzice majo wiencej pienionrzkuw ode mnie i dajo dzieciom kosztowne nagrody. Pizze byście kupili tanio czy kilogram schabu, a nie jakieś drony i androjidy! Warzne ze razem, pieniondze szczenscia nie dajo!!
OdpowiedzJa osobiście zgadzam się po części z dwiema stronami. I faktycznie nagradzanie za wyniki jest dobre, ale kiedy czytam 'Mogła jechać za granicę, ale piąte miejsce w klasie, to same rozumiecie, że nie ma sensu wynagradzać jej aż tak' to uważam, że jest to typowo Grażynowskie.
OdpowiedzPewnie pińcset plus bierze za samo rozłożenie nóg, ale żeby stówkę córce odpalić za rok ciężkiej pracy? NIBY ZA CO xD
OdpowiedzPensję za pracę? Jeszcze co, to pokolenia będzie jeszcze chciało jakiś emerytur. Wszystkiemu winne drony i owiane złą sławą Mielno
Odpowiedz