Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Bieganie

Dodaj nowy komentarz
avatar Frogy0
0 2

Pomyśleć, że niechęć do pracy fizycznej była dla mnie jedyną motywacją do nauki

Odpowiedz
avatar cczeslaww
2 2

Widzę, że januszowe poglądy na temat depresji wciąż w modzie - również w młodym pokoleniu.

Odpowiedz
avatar Dawid_M
-2 4

Nie ma to jak narzekać na swoją pracę, skoro do wyboru są tysiące innych zawodów. Nie ma też jak narzekać na życie, które samemu się wybrało. Aby być szczęśliwym nie trzeba mieć domu i 3 samochodów.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
2 2

@Dawid_M: Problem raczej leży w tym, że depresja najczęściej prowadzi do depresji. Nawet jak coś skopałeś i doprowadziłeś się do takiego stanu, to później bardzo ciężko cokolwiek zmienić. Praktycznie o to chodzi w całym leczeniu, leczyć objawy na tyle, aby człowiek był w stanie zmienić coś w życiu i się jej pozbyć. Nie ma magicznego leku, który wyleczy depresję.

Odpowiedz
avatar ~Krzyś
1 1

@Dawid_M: Jasne, bo w tych "tysiącach innych zawodów" już na nas czekają z otwartymi rękami - tak mówią w reklamie, więc to musi być prawda. A "życie, które samemu się wybrało"? No, na przykład dziecko z patologicznej rodziny, która nijak nie przygotowała go do dorosłego życia, miało taaaki wielki wybór! Albo ktoś nieuleczalnie chory - też sobie wybrał... --- Nie mówię, że tak wygląda 100% przypadków, ale też nie każdemu do szczęścia brakuje "domu i 3 samochodów". Natomiast społeczne bagatelizowanie depresji najbardziej szkodzi właśnie tym ludziom, którym pomoc specjalisty by się przydała, ale nie próbują jej szukać, bo to wstyd i fanaberia.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@„Krzyś”: Taka prawdziwa depresja najczęściej dotyka ludzi "sukcesu" w mniemaniu naszego narodu. Najczęściej mają chaty, samochody i robotę, a są nieszczęśliwi, a to przecież marzenie. Dla większości ludzi depresja bierze się z biedy i braku perspektyw, a najczęstszym przypadkiem jest przepracowanie i skrajne zmęczenie. Człowiek się przyzwyczai do życia na wysokich obrotach, organizm przyzwyczai się do spania po kilka godzin dziennie, ale psychika zrobi swoje. Bez odpowiedniego wsparcia tak można pociągnąć kilka lat zanim człowiekowi całkiem odbije. Tak chociażby wygląda wyzysk w wielu krajach Azjatyckich, gdzie należy wykorzystać pracownika, presja społeczna nie pozwala na dbanie o zdrowie psychiczne, a później mają masowe samobójstwa.

Odpowiedz
avatar ~Krzyś
1 1

@ZONTAR: Nooo, niezupełnie. Depresja jest najogólniej definiowana jako 'niezdolność do odczuwania szczęścia' - a to przez zaburzenie funkcjonowania hormonów neuroprzekaźnikowych w mózgu i to się reguluje lekami. A kiedy ktoś ma kijowe życie i stąd nie ma powodów do bycia szczęśliwym, to owszem, może spełniać kryteria depresji, ale żadne leki mu nie pomogą - wtedy jedynym wyjściem jest wprowadzenie jakichś zmian w życiu, a to najczęściej jest trudne albo w ogóle niemożliwe.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
1 1

@„Krzyś”: Toż o tym pisałem na początku. Ludzi chorych na depresję przez wady biologiczne jest niewiele, może to być jakiś guz przysadki itp, ale to są rzadkie przypadki. Problemy w życiu, nadmiar stresu i skrajne przemęczenie wpływają na poziom serotoniny, noradrenaliny czy dopaminy, a długotrwałe dewiacje wynikające z trybu życiu upośledzają działanie organizmu. Można to nazwać chorobą fizyczną ze względu na błędne funkcjonowanie organizmu, ale przyczyna jest zewnętrzna i co najważniejsze, leczenie co najwyżej niweluje skutki, ale nie niweluje pierwotnego czynnika, który to wywołuje. Leczenie depresji najczęściej polega na połączeniu leczenia farmaceutycznego i psychologicznego. Zrozum w czym jest problem i wprowadź odpowiednie zmiany. Najczęściej niemożność wprowadzenia zmian wynika jedynie z już upośledzonego działania organizmu. Masz rozwaloną gospodarkę hormonalną, reagujesz emocjonalnie na wszystko, każda pierdoła może wywołać napad śmiechu, radości lub rozpaczy i płaczu. Nawet przelotna, podświadoma myśl potrafi zmienić całkowicie nastrój do poziomu, w którym stajesz się odmieńcem, człowiekiem nieprzystosowanym społecznie. Ataki paniki i tego typu rzeczy zaniżają samoocenę i przede wszystkim zaufanie do samego siebie. Zawsze masz świadomość całej sytuacji, a mimo to nie jesteś w stanie opanować emocji, nie rozumiesz swojego podświadomego zachowania, bo steruje nim wadliwa gospodarka hormonalna. Dałoby się wyleczyć kogoś bez udziału leków, ale byłoby to naprawdę kosztowne, wymagałoby wyjęcia takiej osoby ze społeczeństwa i wieloletniej terapii. Nikt nie jest w stanie sobie na to pozwolić poza bardzo bogatymi ludźmi, a nawet ci nie chcą tracić takiego czasu z życia. Alternatywnie możesz wykorzystać leki, które niwelują te efekty i pozwolą funkcjonować jak normalny człowiek tylko po to, abyś mógł wprowadzić w życiu te zmiany. Wszystkie przypadki depresji jakie znam wyniakły z połączenia ciągłego stresu, przepracowania i problemów miłosnych, praktycznie każdy przypadek. Co najlepsze, większość z nich nie wymagała interwencji psychologa, a jedynie pomocy psychiatry w ustabilizowaniu hormonów do czasu aż leczona osoba wprowadzi zmiany niwelujące czynniki, które do tej depresji doprowadziły. Statystycznie na podstawie kilkunastu osób leczenie depresji zajmowało 3-4 lata licząc od rozpoczęcia leczenia farmaceutycznego w najgorszym etapie depresji aż do całkowitego odstawienia leków już po zmianie trybu życia i wyjściu z dołka. Jedyny czynnik którego nie względniam to fakt, że moje środowisko jest dosyć specyficzne i wszyscy byli osobami zapracowanymi, ogarniętymi i po prostu za dużo na siebie brali. Podejrzewam, że inaczej wygląda to w przypadku osób słabych, te często będą potrzebowały pomocy psychologa rozwiązującego ich problemy (jeśli sami nie potrafią określić przyczyn depresji), a nawet może się okazać, że wprowadzanie zmian w życiu nie wymaga pełnego leczenia, a jedynie podpowiedzi jak sobie z życiem radzić. Zostaje jeszcze kwestia tego, czy ktoś ma odwagę na zmiany w życiu, przecież masa kobiet daje się lać mężowi mimo, że każda logika podpowiadałaby uciekać. Niektórym się nie da pomóc, ale to już świadczy o ich słabości od samego początku. Nie da się żyć za kogoś innego, nie da się naprawić czegoś, co nigdy nie działało.

Odpowiedz
avatar ~Krzyś
1 1

@ZONTAR: Znowu kwestia interpretacji roli biologii w depresji. Dla mnie gdy w grę wchodzą hormony, to zawsze mamy do czynienia z "wadą biologiczną", bo z biologii wynika sama podatność na "dysfunkcję" całego systemu - nie wszystkie osoby w zbliżonych warunkach wpadają w depresję, odporność organizmu jest różna. Ale to tak na marginesie. Ja kiedyś myślałem, że mam depresję. Poszedłem do psychiatry, który tylko zapytał "więc jest pan smutny?" i wystawił receptę. (U psychologa nie byłem, bo w mojej okolicy dorosły z depresją może iść tylko prywatnie - a skąd forsa na to?) Przez 2 lata zażywałem różne leki, które nie dawały żadnej poprawy, i w końcu sam doszedłem do wniosku, że to co brałem za depresję to tak naprawdę prawidłowa reakcja na beznadziejne życie. Bo jak mi się coś w międzyczasie udawało, to potrafiłem się tym cieszyć - tyle że zawsze wtedy dostawałem od życia kopa w ryj. Jak widać nie mogę być w tej sytuacji obiektywny, ale nie nazywałbym wszystkich takich przypadków słabością czy brakiem odwagi. Czasem jest to po prostu pech, a po wielu nieudanych próbach zmienienia czegoś na lepsze, większości odechce się dalej próbować. Nawet najtwardszy beton się rozsypie, jeśli go odpowiednio mocno uderzyć.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@„Krzyś”: Sęk w tym, że ludzie zwykle popychają wszystko do swoich granic. Osoby o słabszej psychice mają większe ryzyko depresji, ale też bardziej unikają sytuacji prowadzących do niej. Ludzie o silnej psychice biorą sporo na klatę w przekonaniu, że sobie z tym poradzą, ale zawsze może pójść coś nie po ich myśli. Podatność na stres i tego typu rzeczy są częściowo przekazywane w genach, ale w dużej mierze są wyuczone. Trudno tu mówić o wadzie biologicznej gdy jesteś w stanie nauczyć się z nią radzić. Co najlepsze, depresja dosyć mocno zmienia sposób myślenia i podchodzenia do życia przez co po wygranej z ciężką depresją ludzie zwykle są dużo bardziej odporni. Każdy psychiatra jakiego znam nalegał na kontakt z psychologiem, a leczenie farmaceutyczne traktowali jako ostateczność. Nawet wtedy zalecali psychologa, bo w końcu leczenie ma tylko doraźnie postawić na nogi, ale nigdy nie wyleczy. Słyszałem różne historie o beznadziejnych psychiatrach, ale w każdej dziedzinie da się trafić na konowała. Nie można przez to skreślać całej nauki. Od bycia smutnym do depresji jest jeszcze spora droga. Dopóki jesteś w stanie poradzić sobie z problemami i ich skutki nie uniemożliwiają wyeliminowania przyczyny, to jest jeszcze dobrze.

Odpowiedz
avatar ~Krzyś
0 0

@ZONTAR: Moim zdaniem wyuczyć to sobie można sposoby radzenia sobie ze stresem itp, ale na to, że nasz organizm nagle zaczyna produkować zbyt mało serotoniny albo że receptory hormonów szwankują - to już świadomego wpływu nie mamy. Psychosomatyka to potężna siła, ale czasem ciało samo z siebie odmawia posłuszeństwa - stąd wciąż jest tyle chorób o nieznanych przyczynach. Ten mój psychiatra też wspominał o psychologu (żadnego nalegania, tylko sugestia) - najpierw nie chciałem, a potem jak wziąłem skierowanie, to i tak się okazało, że psychologa na NFZ musiałbym szukać bóg wie gdzie. (A można by oczekiwać, że w poradni zdrowia psychicznego będą dysponować jakąś listą adresów...) W żadnym razie nie skreślam całej nauki... prędzej skreśliłbym 99% polskiej służby zdrowia, bo teraz to już nawet prywatnie nie ma się gwarancji dobrej opieki :( Hehe, jak widać ten lekarz uznał smutek za wystarczającą przesłankę do zdiagnozowania depresji... Taaak, ale już gorzej, kiedy problemy się nawarstwiają z przyczyn od nas niezależnych i dociera do nas, że walka z nimi to syzyfowa praca.

Odpowiedz
Udostępnij