Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Profesor

Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Arara
8 8

U mnie na uczelni skanuje się kartę w wejściu. W trakcie wykładu blisko co pół minuty słychać dochodzące zza drzwi pibczenie przy skanowaniu, a jakoś nikt nie wchodzi. xD

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 lutego 2019 o 3:07

avatar Dawid_M
2 2

"Puszczę ponownie listę i macie 15 minut, aby wykreślić osoby nieobecne. Jeśli nie, to losowo skreślę 20 osób, których jest nadmiar".

Odpowiedz
avatar ZONTAR
1 1

I najlepsze jest to, że ocena studenta nie może być oparta na samej obecności. Wykłady są dobrowolne i ostatecznie ocena ma wynikać z wiedzy studenta. No ale uczelnie jak uczelnie. Czasem za obecności można było dostać jakieś drobne plusy czy nawet zaliczenie na najniższą ocenę, to jeszcze ujdzie. Gorzej, jak jakiś tępy wykładowca wymaga obecności do najwyższych ocen i choćbyś wiedział wszystko, to bez obecności na wykładach dostajesz najwyżej 3. Miałem takiego tępego ciecia, który 50% oceny brał z obecności, 50% z wiedzy. Jedni zadowoleni, bo za 100% obecności mają 3 bez pisania egzaminu. Inni wkurzeni, bo zaliczając kolokwium na 100% mieli to samo. Ratunkiem był jedynie egzamin dla tych, którzy nie zdali. Znowu niestety ocena z przedmiotu była średnią oceny z egzaminu i kolokwium łączonego. Tak więc nadal wiedząc wszystko po egzaminie masz max 75% jeśli nie chodziło się na wykłady. Takim profesorom pluć na buty.

Odpowiedz
avatar joypad
0 0

@ZONTAR: Spoko, tylko zobacz jak w dzisiejszych czasach wygląda podejście studentów do studiów. Znaczna część idzie tylko po to, by zrobić sobie papierek mając kompletnie wywalone, czego się (nie)nauczy. To co opisałeś wpasowuje mi się idealnie w takie podejście. Nie chcę też bronić takich wykładowców (chociaż nazywanie ich "tępymi cieciami" to też przesada?), ale fakt faktem, że nie tylko oni są winni. Jeśli wykład Ci się nie podoba to zawsze można spróbować pogadać z prowadzącym na ten temat, zasugerować, że slajdy są złe, że za dużo dygresji nie na temat, za mało praktyki, że zła pora itd. Wykłady były, są i pewnie przez długi czas będą jeszcze na uczelniach obecne, mimo tego, że jak pokazuje praktyka mają mniejszy sens niż ćwiczenia/laboratoria chociażby ze względu na frekwencje i trudność w prowadzeniu ich w dobry sposób (część tematów po prostu trzeba przećwiczyć a nie o nich opowiadać, a część wykładowców nie ma talentu do ich prowadzenia). Sedno problemu leży po prostu gdzie indziej.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@joypad: Nie przeczę potrzebie istnienia wykładów, ale służą one do przekazywania wiedzy, którą student później ćwiczy i praktykuje na ćwiczeniach, laboratoriach, seminariach czy robiąc projekty. Wiedza podlega weryfikacji podczas wykonywania zadań i pisania kolokwiów oraz egzaminów. Jeśli dwóch studentów umie dokładnie to samo i napisze tak samo egzaminy, to i tak jeden jest lepszy, bo spędził masę czasu na wykładach, których drugi nie potrzebował? U mnie to był akurat kiepski przypadek, bo prowadzący (uczący programowania C/C++) nie za bardzo znał angielski i walił takie gafy, że aż odechciewało się słuchać. Znowu ja idąc na studia miałem już doświadczenie w programowaniu i mogłem śmiało napisać egzaminy w pierwszy dzień. Większość studentów jednak dopiero na studiach zaczęła programować i im takie zajęcia były potrzebne. Jeśli chodzi o podejście studentów do studiów, to też nie widzę tutaż żadnego związku obecności na wykładach z zaangażowaniem w naukę. Jeśli wszystkiego się nauczyłeś, zaliczyłeś wszelkie ćwiczenia i laboratoria, a wykłady olałeś, to już się nie angażujesz odpowiednio? System nauczania na naszych uczelniach potrzebuje jeszcze wielu reform. Z tego samego powodu rzuciłem to, 5 lat na uczelni to już i tak dużo za dużo. Co prawda sporo profesorów i doktorów faktycznie przykłada się do nauki, ale wystarczy kilku dziadków leśnych z wiedzą kończącą się na obaleniu komuny, a człowiek zaczyna kwestionować sens tej edukacji. Miewałem już zajęcia, na których przedstawiane teorie były nieaktualne i dawno uznane za szkodliwe, ale mimo to po 40 lat nauczania wielu profesorów zwyczajnie nie rozwija się. To może być usprawiedliwione w wolno rozwijających się technologiach, ale z pewnością nie u elektroników i programistów. Tutaj standardy zmieniają się tak szybko, że po studiach już jesteś w tyle. Co wtedy mówić o ludziach, którzy wymuszają naukę martwych języków i standardów?

Odpowiedz
avatar joypad
0 0

@ZONTAR: "Nie przeczę potrzebie istnienia wykładów, ale służą one do przekazywania wiedzy, którą student później ćwiczy i praktykuje na ćwiczeniach, laboratoriach, seminariach czy robiąc projekty." - a ja właśnie w niektórych przypadkach nie widzę sensu ich istnienia, same ćwiczenia/laby wystarczą, np. na zajęciach z programowania, gdzie książkę każdy może przeczytać w swoim tempie w domu, a umiejętności i tak nabiera się przez praktykę. "Jeśli dwóch studentów umie dokładnie to samo i napisze tak samo egzaminy, to i tak jeden jest lepszy, bo spędził masę czasu na wykładach, których drugi nie potrzebował?" - z takimi rzeczami idzie się do dziekana, na mojej uczelni (AGH) jest to niezgodne z regulaminem. Tylko, jak pisałem wcześniej - trzeba chcieć! "Jeśli chodzi o podejście studentów do studiów, to też nie widzę tutaj też żadnego związku obecności na wykładach z zaangażowaniem w naukę. Jeśli wszystkiego się nauczyłeś, zaliczyłeś wszelkie ćwiczenia i laboratoria, a wykłady olałeś, to już się nie angażujesz odpowiednio?" - jest różnica między "umiem, więc nie chodzę na wykład" a "nauczę się byle jak, aby zaliczyć, a wykład jest nieobowiązkowy więc nie chodzę". Z autopsji wiem, że mnóstwo studentów nie chodzi na wykłady bo robi studia tylko po to, żeby mieć tytuł. Nie chodzi nawet o samo niechodzenie na wykłady, a chęć jakiejkolwiek nauki ponad to, żeby tylko zaliczyć przedmiot. To w dużej mierze wina rynku pracy, spójrz na wymagania przy zatrudnieniach w IT - każda firma chce, żebyś miał skończone studia. W innych branżach jest podobnie - masz papierek = jesteś kimś. Dlatego ludzie masowo pchają się na studia (porównując do tego co było kiedyś, to teraz rynek jest zalany magistrami). Uczelnie z kolei chętnie przygarniają studentów, bo to dla nich oznacza więcej kasy. "Co prawda sporo profesorów i doktorów faktycznie przykłada się do nauki, ale wystarczy kilku dziadków leśnych z wiedzą kończącą się na obaleniu komuny, a człowiek zaczyna kwestionować sens tej edukacji." - eee, skąd takie podejście? Nie można oceniać całego systemu edukacji po kilku dziadkach, którzy wiedzą swoje i nie chcą się dostosować do teraźniejszości. Z takimi niereformowalnymi to akurat warto kombinować byle się nie narobić, bo rzeczywiście nie warto przed nimi czegokolwiek udowadniać. Ale jeśli to tylko kilku to w czym problem, zaliczasz ich przedmiot i już :)

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@joypad: Uczelnia ma zapewniać edukację i odpowiednie objaśnienie wszystkiego. Miałem wiele przedmiotów, na których wykłady faktycznie były wartościowe. Podejrzewam, że wykłady z programowania obiektowego tak samo były interesujące dla niektórych i rezygnując z nich sporo studentów byłoby niezadowolonych. Pozostałe formy zajęć nie mają na celu uczyć, a praktykować. Przed praktyką trzeba mieć jakąś wiedzę teoretyczną i siłą rzeczy prowadzący ćwiczenia czy laboratoria musieliby przejąć część odpowiedzialności. Wykłady zapewniają, że teoria jest realizowana przed praktyką i laborant nie musi zadawać każdemu kolejne rozdziały do nauczenia się na kolejne zajęcia. Każdy chcąc zdobyć wiedzę powinien mieć możliwość brania udziału w wykładach. Programowanie nie jest tu wyjątkiem, klepanie prostych programów często nijak się ma do teorii, które realizuje się dopiero w dużych projektach. Z tym chodzeniem do dziekana nigdy nie jest tak różowo. Ostatecznie osobą oceniającą nadal jest ten sam wykładowca, możesz ewentualnie zdawać przed komisją. Sęk w tym, że takie chodzenie i kombinowanie jest bardziej czasochłonne niż bezużyteczny wykład, a przy okazji narobisz sobie wrogów. Poparcia wśród studentów też nie będziesz miał, bo większość korzysta z oferty "obecność za zaliczenie" i nawet nie będą się starać o lepszą ocenę. Akurat z tego przedmiotu wyniki były bardzo słabe i dosyć równe. Kiepscy dostali 3 za obecności, dobrzy dostali 3 za wiedzę, czasem nieco więcej jak złapali też kilka obecności. Praktycznie nikt nie oblał i nikt nie wybił się powyżej średniej. Znowu co do tej obecności, to tylko krążysz wokół tematu. Czy sądzisz, że student obecny na wszystkich wykładach i ledwo zaliczający przedmiot na 3 jest znacznie lepszym studentem od tego, który na żadnym nie był, nauczył się na szybko w domu i też zaliczył na 3? Jak dla mnie, to obaj mają tak samo mierną wiedzę. Jeden jest tępy, drugi leniwy. Różnica taka, że leniwy osiągnął to samo poświęcając na naukę dużo mniej czasu. W obu przypadkach są kiepskim materiałem, ale z pewnością bym nie powiedział, że głupi jest lepszy od leniwego. W praktyce leniwy dostanie zadanie do wykonania i zrobi je najprościej i najszybciej jak może, a głupi będzie kombinował jak koń pod górę. To ja już wolę leniwego. Nie wiem też skąd masz informacje o firmach IT i ich wymaganiach. Od wielu lat siedzę w branży i dyplom to praktycznie ostatnia rzecz na którą patrzą poważne firmy. Akurat ta branża jest na tyle specyficzna, że tutaj biorą nawet ludzie bez papierów jeśli udowodnią, że ich wiedza jest odpowiednia. Sam prowadziłem dosyć długo weryfikacje techniczne kandydatów i całkiem sporo magistrów i doktorów wypadło bardzo kiepsko gdy ludzie bez wykształcenia w branży wychodzili często bardzo dobrze. Papier tu ma niewielkie znaczenie. Praktycznie kilka lat doświadczenia daje więcej niż jakikolwiek papier. Co do ostatniego, to jest to temat dyskusyjny. Większość tak przeszedłem, ale na magisterce miałem po prostu dość takiego podejścia. Problem pogłębiał fakt, że magisterkę robiłem po przedwie i miałem już doświadczenie w branży. Może jako nieświadomy student bym łykał to jak pelikan i przeszedł byle mieć papier, ale znając realia i widząc rozbieżność między praktyką i archaiczną teorią miałem uczucie marnowanie tam czasu. Akurat zrezygnowałem głównie po to, aby nie męczyć się z niestabilnością psychiczną pani profesor. Studia zaoczne, dostajesz do wykonania projekt, przynosisz go i nagle zmieniają się wymagania co do projektu. Oczywiście jedyny dowód na poprzednie wymagania to własne notatki, ale prowadzący wie lepiej co chciał. Dochodziło do takich sytuacji, w których poprawiłeś jedno na drugie i później musiałeś znów poprawić i przedstawić pierwsze, bo sam wykładowca nie pamięta co chciał. Tak samo przedmiotem zajęć było projektowanie oprogramowania, zarządzanie projektem i kontrolą jakości, a wszystko sprowadzało się do nauki starego standardu Javy Enterprise, bo to jedyna rzecz jaką prowadzący zna. Jak

Odpowiedz
avatar yabol428
0 0

Na pewno był to humanista, więc nie musiał umieć liczyć.

Odpowiedz
Udostępnij