Na mojej pierwszej stancji mieliśmy takie typowe budownictwo z początku XXIw. Niby porządny budynek, a w środku sam karton. Jak trzaskałeś drzwiami, to szafki w kuchni wibrowały razem ze ścianą.
Kiedyś kolega zbyt gwałtownie oparł się o ścianę i prawie wleciał do łazienki. Przez rok właścicielka mieszkania wpadała po czynsz i zawsze były otwarte drzwi do łazienki, które zasłaniały dziurę.
Z czasem jako tako się to załatało. Gazeta w środek, gips na wierzch, wygładzić i jest. Sęk w tym, że nie mieliśmy zapasowej farby, która była mieszana na zamówienie. Wiadomo, dla studenta nawet odrobina farby pod kolor to spory wydatek. Jakoś udało nam się z innych farb (żółte, zielone, niebieskie itp) wymieszać kolor idealny, zamalowaliśmy to i kilka innych miejsc noszących znaki użytkowania. Wszystko wyglądało świetnie o ile nie patrzyło się pod światło. Oryginalna farba miała połysk, nasza nie. Jedyną sytuacją, w której było widać różnicę to patrzenie przez lustro na szafie przesuwnej, to też ta zawsze była otwarta.
Takie to wesołe życie studenta było. A to pożar rynny, a to bałwan z parapetu na 7 piętrze zleciał, a to zaatakowała nas mordercza piana z łazienki. No i podmienianie płynu do płukania prania na kreta. Ten zapach prania :3
Z czego ten parapet, że od uderzenia drzwiami się rozleciał? Z karton-gipsu? Ja wiem, że niektórzy ludzie faworyzują tani, amerykański styl budownictwa (ścianki, które się rozwalą od kopnięcia itp.), ale u nich robi się tak po to, by łatwo i często zmieniać wystrój niewielkim kosztem, a nie płacz i afera nad pękniętym parapetem.
to na ilu wy ku*wa metrach kw. mieszkacie? Na pięciu?
OdpowiedzNa mojej pierwszej stancji mieliśmy takie typowe budownictwo z początku XXIw. Niby porządny budynek, a w środku sam karton. Jak trzaskałeś drzwiami, to szafki w kuchni wibrowały razem ze ścianą. Kiedyś kolega zbyt gwałtownie oparł się o ścianę i prawie wleciał do łazienki. Przez rok właścicielka mieszkania wpadała po czynsz i zawsze były otwarte drzwi do łazienki, które zasłaniały dziurę. Z czasem jako tako się to załatało. Gazeta w środek, gips na wierzch, wygładzić i jest. Sęk w tym, że nie mieliśmy zapasowej farby, która była mieszana na zamówienie. Wiadomo, dla studenta nawet odrobina farby pod kolor to spory wydatek. Jakoś udało nam się z innych farb (żółte, zielone, niebieskie itp) wymieszać kolor idealny, zamalowaliśmy to i kilka innych miejsc noszących znaki użytkowania. Wszystko wyglądało świetnie o ile nie patrzyło się pod światło. Oryginalna farba miała połysk, nasza nie. Jedyną sytuacją, w której było widać różnicę to patrzenie przez lustro na szafie przesuwnej, to też ta zawsze była otwarta. Takie to wesołe życie studenta było. A to pożar rynny, a to bałwan z parapetu na 7 piętrze zleciał, a to zaatakowała nas mordercza piana z łazienki. No i podmienianie płynu do płukania prania na kreta. Ten zapach prania :3
OdpowiedzZ czego ten parapet, że od uderzenia drzwiami się rozleciał? Z karton-gipsu? Ja wiem, że niektórzy ludzie faworyzują tani, amerykański styl budownictwa (ścianki, które się rozwalą od kopnięcia itp.), ale u nich robi się tak po to, by łatwo i często zmieniać wystrój niewielkim kosztem, a nie płacz i afera nad pękniętym parapetem.
Odpowiedz