Problem w tym, że człowiekowi wykonującemu pracę na górze nie żyje się jakoś szczególnie lepiej od ludzi na dole. Taki mamy system. Po co więc mają podejmować pracę, skoro ich sytuacja się nie poprawi, a nie będa już mieli tyle wolnego czasu? Przecież państwo samo promuje nieróbstwo i karze za jakąkolwiek inicjatywę.
Ja bym zaprosił tą spółdzielnie socjalną do PUP swojego miasta i kazał im kuźwa słuchać słów "nie,nie mamy takiej roboty" i po pół godziny pytań o robotę dla "X"(tu wklej 40 różnych typów prac o które pytam) razem byśmy wyszli.
I tak przez kolejne 5 lat.
Oczywiście, że praca czeka na każdego, ale jak na socjalu dostanie się tylko trochę mniej, a ma się za to cały dzień wolny, zamiast tracić minimum 10h (praca + dojazd), to po co iść do pracy?
U mnie kiedyś w robocie wprowadzili do wypłaty taki dodatek wyrównujący, aby zniwelować najniższe płace (innymi słowy wyznaczono minimalną wypłatę dla każdego i uzupełniano co komu do niej brakowało). Pomysł z jednej strony fajny, ale jak to ze socjalistycznymi rozwiązaniami bywa, miał jeden mankament - w przypadku nowych pracowników, których ostro obcinano na wszystkim, ten dodatek wynosił czasami niemal połowę pensji. Nie było wtedy więc najmniejszego sensu dla takich osób dorabiać nadgodzin, pracować w wolne dni czy w ogóle się starać o podwyżkę, bo automatycznie dodatek wtedy się zmniejszał i wychodziło się na to samo.
Problem w tym, że człowiekowi wykonującemu pracę na górze nie żyje się jakoś szczególnie lepiej od ludzi na dole. Taki mamy system. Po co więc mają podejmować pracę, skoro ich sytuacja się nie poprawi, a nie będa już mieli tyle wolnego czasu? Przecież państwo samo promuje nieróbstwo i karze za jakąkolwiek inicjatywę.
OdpowiedzJa bym zaprosił tą spółdzielnie socjalną do PUP swojego miasta i kazał im kuźwa słuchać słów "nie,nie mamy takiej roboty" i po pół godziny pytań o robotę dla "X"(tu wklej 40 różnych typów prac o które pytam) razem byśmy wyszli. I tak przez kolejne 5 lat.
OdpowiedzOczywiście, że praca czeka na każdego, ale jak na socjalu dostanie się tylko trochę mniej, a ma się za to cały dzień wolny, zamiast tracić minimum 10h (praca + dojazd), to po co iść do pracy? U mnie kiedyś w robocie wprowadzili do wypłaty taki dodatek wyrównujący, aby zniwelować najniższe płace (innymi słowy wyznaczono minimalną wypłatę dla każdego i uzupełniano co komu do niej brakowało). Pomysł z jednej strony fajny, ale jak to ze socjalistycznymi rozwiązaniami bywa, miał jeden mankament - w przypadku nowych pracowników, których ostro obcinano na wszystkim, ten dodatek wynosił czasami niemal połowę pensji. Nie było wtedy więc najmniejszego sensu dla takich osób dorabiać nadgodzin, pracować w wolne dni czy w ogóle się starać o podwyżkę, bo automatycznie dodatek wtedy się zmniejszał i wychodziło się na to samo.
Odpowiedz