Zajrzałem na mapę i do kilku artykułów z wiadomości na temat tego miasteczka. Północne Ontario. Lato trwa miesiąc, chyba że pada, to wtedy tylko tydzień. Z kranów leci brudna woda. Mieszkańcy protestują, ale nie przynosi to efektu. Drogi wychodzące z miasteczka kończą się zupełnie nigdzie. Nie ma żadnego połączenia drogowego ze światem. Zostaje albo transport wodny przez rzekę Attawapiskat, zatokę Hudson, albo drogą lotniczą z niewielkiego lotniska dla awionetek. Nic tam nie ma. Dwie szkoły, dwa baraki noclegowe szumnie zwane hotelami, szpital i komenda policji. Jest też KFC i stacja benzynowa ze sklepem, który wygląda jak porzucony hangar. Wszystko w tym miasteczku wygląda jakby założył je szalony budowniczy magazynów z blachy falistej. Na żadnym ze zdjęć od wujka gugla nie zauważyłem masztu GSM. A bez GSM nie ma Internetu i smartfonów. Życie tam musi być mega trudne. Wszyscy wszystkich znają i wiedzą kim byli jego przodkowie 8 pokoleń wstecz. Z kim spała czyja matka, jak była dzierlatką. Tam tak bardzo nie ma nic do roboty, że chyba stary każdego jest tam fanatykiem wędkarstwa. Takie depresyjne otoczenie i życie musi siadać na dekiel.
@pslodo: To jest właśnie paradoks Kanady. Z jednej strony to rozwinięty, nowoczesny, dobrze prosperujący kraj, a z drugiej strony są tam mieściny po środku niczego, otoczone przez lasy i dzikie zwierzęta, jak na Syberii. Nawiasem mówiąc, jeśli ktoś by kiedyś chciał zobaczyć jak to jest żyć na bezludnej wyspie albo ćwiczyć surwiwalowe klimaty, wystarczy wyjechać do Kanady i kupić mały domek pośród głuszy. Brak cywilizacji, brak ludzi, brak zasięgu, a do najbliższej osady dziesiątki kilometrów gruntowymi drogami.
Jeśli dają obywatelstwo za chęć niezabicia się, to mogę jechać.
OdpowiedzZajrzałem na mapę i do kilku artykułów z wiadomości na temat tego miasteczka. Północne Ontario. Lato trwa miesiąc, chyba że pada, to wtedy tylko tydzień. Z kranów leci brudna woda. Mieszkańcy protestują, ale nie przynosi to efektu. Drogi wychodzące z miasteczka kończą się zupełnie nigdzie. Nie ma żadnego połączenia drogowego ze światem. Zostaje albo transport wodny przez rzekę Attawapiskat, zatokę Hudson, albo drogą lotniczą z niewielkiego lotniska dla awionetek. Nic tam nie ma. Dwie szkoły, dwa baraki noclegowe szumnie zwane hotelami, szpital i komenda policji. Jest też KFC i stacja benzynowa ze sklepem, który wygląda jak porzucony hangar. Wszystko w tym miasteczku wygląda jakby założył je szalony budowniczy magazynów z blachy falistej. Na żadnym ze zdjęć od wujka gugla nie zauważyłem masztu GSM. A bez GSM nie ma Internetu i smartfonów. Życie tam musi być mega trudne. Wszyscy wszystkich znają i wiedzą kim byli jego przodkowie 8 pokoleń wstecz. Z kim spała czyja matka, jak była dzierlatką. Tam tak bardzo nie ma nic do roboty, że chyba stary każdego jest tam fanatykiem wędkarstwa. Takie depresyjne otoczenie i życie musi siadać na dekiel.
Odpowiedz@pslodo: To jest właśnie paradoks Kanady. Z jednej strony to rozwinięty, nowoczesny, dobrze prosperujący kraj, a z drugiej strony są tam mieściny po środku niczego, otoczone przez lasy i dzikie zwierzęta, jak na Syberii. Nawiasem mówiąc, jeśli ktoś by kiedyś chciał zobaczyć jak to jest żyć na bezludnej wyspie albo ćwiczyć surwiwalowe klimaty, wystarczy wyjechać do Kanady i kupić mały domek pośród głuszy. Brak cywilizacji, brak ludzi, brak zasięgu, a do najbliższej osady dziesiątki kilometrów gruntowymi drogami.
Odpowiedz@pslodo: Mówisz, że tak źle tam mają? Ja mieszkam w 50-tysięcznym mieście i nie mam KFC!
Odpowiedz@pslodo: Szanuję za research :)
OdpowiedzJonestown zapewne pęka ze śmiechu widząc ten wynik.
OdpowiedzKanada...
Odpowiedz