Kolega co zna kogoś, kto kiedyś przejeżdżał przez Węgry w drodze na wakacje, mówi że na Węgrzech mają wystarczająco dużo internetu, żeby wpisać w translatora google "kapusta kiszona", przetłumaczyć na węgierski i pokazać ekspedientce to co wyszło "savanyú káposzta".
@pslodo: 1) Nie wiesz kiedy to było, jak stara historia sprzed 20 lat to powodzenia z szukaniem internetu 2) Nie wiesz gdzie, jak na jakimś zadupiu to jw. 3) Nie każdy ma pakiet internetu w roamingu (chociaż jak sprawdziłem, to np. taki Orange w Unii dużo hajsu nie ciągnie, więc to jest chyba najsłabszy punkt)
@jedyny360:
Zgadza się, było to w czasach komuny (ok. 1986), kiedy to nawet komórek nie było, a co dopiero internetu. A siostra (władajaca wówczas w jako takim stopniu trzema językami) stała sobie w kącie i zastanawiała się, po co jej te wszystkie lata nauki były :)
@pslodo:
A propos dużo internetu i translatorów: we wrześniu byłem na krótkim urlopie w Rzymie i chciałem u miejscowego sklepikarza (rzut beretem od Colloseum) kupić nóż do warzyw. Niestety, Bangladesh. Nie kumał angielskiego, francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego. Być może także włoskiego, bo kiedy mu pokazałem na smartfonie przekład z google translatora, to też nie skumał. Pomyszkowałem po sklepie i sam sobie wziąłem.
Ciekawe, jakby chcieli kupić kiszone ogórki :D
OdpowiedzKolega co zna kogoś, kto kiedyś przejeżdżał przez Węgry w drodze na wakacje, mówi że na Węgrzech mają wystarczająco dużo internetu, żeby wpisać w translatora google "kapusta kiszona", przetłumaczyć na węgierski i pokazać ekspedientce to co wyszło "savanyú káposzta".
Odpowiedz@pslodo: 1) Nie wiesz kiedy to było, jak stara historia sprzed 20 lat to powodzenia z szukaniem internetu 2) Nie wiesz gdzie, jak na jakimś zadupiu to jw. 3) Nie każdy ma pakiet internetu w roamingu (chociaż jak sprawdziłem, to np. taki Orange w Unii dużo hajsu nie ciągnie, więc to jest chyba najsłabszy punkt)
Odpowiedz@jedyny360: Zgadza się, było to w czasach komuny (ok. 1986), kiedy to nawet komórek nie było, a co dopiero internetu. A siostra (władajaca wówczas w jako takim stopniu trzema językami) stała sobie w kącie i zastanawiała się, po co jej te wszystkie lata nauki były :)
Odpowiedz@pslodo: A propos dużo internetu i translatorów: we wrześniu byłem na krótkim urlopie w Rzymie i chciałem u miejscowego sklepikarza (rzut beretem od Colloseum) kupić nóż do warzyw. Niestety, Bangladesh. Nie kumał angielskiego, francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego. Być może także włoskiego, bo kiedy mu pokazałem na smartfonie przekład z google translatora, to też nie skumał. Pomyszkowałem po sklepie i sam sobie wziąłem.
Odpowiedz@pslodo: Teraz sobie tak pomyślałem, że być może on nie umiał czytać... Trzeba było spelling włączyć. Człowiek całe życie się uczy.
Odpowiedz* pronunciation zmęczon jestem :)
Odpowiedz