Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Mario Balotelli

Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Messerschmidt1939
4 6

Szpiegowanie jednego, niezbyt wpływowego obywatela nie miałoby sensu, ale gdy jest ich więcej, to już co innego. Z pojedynczych, pozornie nieznaczących informacji można wyciągnąć istotne wnioski, ewentualnie wybrać kogoś losowo i przyjąć założenie, że jakaś część populacji jest do niego podobna. A zamiast Goowno Maps można używać OpenStreetMaps (aplikacja na Androida Maps.me).

Odpowiedz
avatar gomezvader
-1 3

@Messerschmidt1939: Wymyśl mi jedną wartościową dla innego kraju informację, którą można wywnioskować z ruchu ok 10% populacji danego kraju(bo nie każdy ma ten sam gps).

Odpowiedz
avatar Thar
3 3

@gomezvader: ale większość ludzi korzysta z usług Google czy Facebooka. Ale dobra, ograniczmy się jedynie do map, pomijając wszystkie informacje z maili na GMail, wiadomości na Messengerze, HO, dokumentach w Google Docs (tak, to też skanują i mają to napisane w warunkach korzystania, każdy może sprawdzić), zainteresowaniach z YouTube czy prawie całej historii aktywności w internecie z Google Chrome. Nie wiem czy wiesz, ale usługi lokalizacyjne Google działają także jak nie korzystasz z Google Maps, wystarczy, że masz zainstalowanego fabrycznie Androida w swoim smartfonie. Śledząc wydarzenia polityczne i kulturowe jesteśmy w stanie dużo dokładniej oszacować preferencje polityczne obywateli danego kraju, po zmianie aktywności przy okazji cyklicznych jesteśmy w stanie dowiedzieć się, które wpływają korzystnie na dane poglądy, a które ludzi odpychają. Łącząc to z newsami i komentarzami jesteśmy w stanie dowiedzieć się jakie nastroje wywołują. Dzięki temu kraj może manipulować mediami (choćby wynikami wyszukiwań, postami na FB czy sugestiami na YouTube) i prowadzić propagandę na swoją korzyść. Nie trzeba setek ludzi na każdy kraj, aby sprawdzał frekwencje, czytał portale, wystarcza, że większość ludzi samemu wysyła takie informacje do ich centr danych. Kolejna rzecz na szybko to przy okazji pandemii i obecnego lockdownu przy pomocy map bardzo łatwo jest sprawdzić, która ze strategii podjęte przez kraje sprawdza się najlepiej. Google doskonale wie czy byłeś akurat na kawie (może nawet zapłaciłeś przy pomocy Google Pay albo oceniłeś ten lokal) czy może wyszedłeś tylko na spacer. Ludzie są naiwni, dostają produkt, który tworzą programiści za grube miliony dolarów i ich myślenie ogranicza się jedynie do "co mi po tym, że ktoś będzie wiedział, że akurat pojechałem z Gdańska do Poznania?", bo to jedyne co widzą i jedyna interakcja jaką mają z tą aplikacją. Nie myślą, że jak idą na wybory, na marsz niepodległości/równości czy koncert w czasie epidemii to to też jest wysyłane i bardzo łatwo są profilowani. Nie myślą, że cały czas są "na podsłuchu" (swoją drogą kiedyś można było historię swoich rozmów telefonicznych na Google przesłuchać) i jak psioczą na polityków czy grupy społeczne to prosto można wywrócić ich poglądy do góry nogami jeśli będzie trzeba, bo ludzki umysł jest słaby, a Asystent Google takie fajny kawały opowiada. Kto za to płaci? Najlepsze, że my sami, bo te same dane są z łatwością wykorzystywane do wpychania nam produktów, które są reklamowane za pomocą ich platformy. I proszę, jeżeli już zapomniałeś o tej czy wielu innych podobnych akcjach: https://pl.wikipedia.org/wiki/Prism_(program_szpiegowski)

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@Thar: "Dzięki temu kraj może manipulować mediami (choćby wynikami wyszukiwań, postami na FB czy sugestiami na YouTube)" Czy dobieranie wyszukiwań i propozycji na podstawie zainteresowań jest manipulacją? Jak dla mnie, to zwykły mechanizm analityczny podrzucający nam to, co może nas zainteresować. Zasadniczo te mechanizmy są zoptymalizowane aby zapewnić jak najlepsze doświadczenie użytkownika. Jak jesteś wojującym lewakiem, reagujesz na artykuły piętnujące działania prawicowe i czytasz z zainteresowaniem o nowych pomysłach lewicowej władzy, to sam będziesz takie wyszukiwał. Optymalizacja wyszukiwania się tego uczy i po prostu podrzuca to, co sam zwykle wybierasz. Aby manipulować mediami przez metody wyszukiwania musiałbyś całkowicie ukrywać informacje, których nie chcesz komuś pokazywać. Sęk w tym, że ludzie sami z siebie pomijają informacje niezgodne z ich światopoglądem. Ten mechanizm im to jedynie ułatwia, a nie służy do manipulowania i upewniania w ich przekonaniach. "przy pomocy map bardzo łatwo jest sprawdzić, która ze strategii podjęte przez kraje sprawdza się najlepiej" Znowu, czy jest w tym coś złego? Nie chcemy korzystać z możliwych środków do analizy skuteczności podejmowanych strategii?

Odpowiedz
avatar Thar
0 0

@ZONTAR: w tym co mówisz nie ma nic złego. To jest po prostu bardzo duża baza wiedzy o tym jak zachowują się ludzie, a to może już zostać użyte w niezliczonej liczbie celów. Od dobrych takich jak wcześniejsze wykrywanie zarażonych, oszczędzanie nam czasu, dowiadywanie się o interesujących nas wydarzeniach po złe jak ograniczanie wolności słowa przez jeden podmiot, wprowadzanie monopolu, wprowadzanie korzystnych dla siebie ideologii (nie chcę tu wyjeżdżać z ad Hitlerum, ale on bez tych narzędzi przekonał do siebie 90% społeczeństwa), zmiany nastrojów społecznych czy w skrajnych przypadkach wojny potężne narzędzie do przewidywań ruchów społecznych. Przypominam, że mówimy tu o firmach z kraju z największą ilością "misji pokojowych". Parę wyjaśnień: - silence ban to powszechne zjawisko, na które narzeka dużo twórców, - monopol Google już stara się wprowadzić: Kilka miesięcy temu na otwartej platformie dla programistów GitHub zaproponowali usunięcie ciasteczek ze stron 3. Co to znaczy? No mniej więcej to, że takie ciasteczka były wykorzystywane do targetowania reklam pod odbiorcę przez dostawców reklam (w tym Google). Co jest więc takiego złego w tym? Otóż Google to jedyny dostawca reklam, który sobie z tą stratą poradzi, bo ma Androida, dane z mikrofonu, historię przeglądarki i wiele innych danych, o których inni dostawcy mogą tylko marzyć, - Facebook parę lat temu dostał karę za eksperyment na kilku użytkownikach, który polegał na tym, aby zmieniać nastrój użytkownika poprzez wyświetlane posty. Tak się dziwnie składa, że można dobrać sobie oczekiwany nastrój użytkownika jak się wykupuje tam reklamę. I zagadka: myślicie, że łatwiej jest odgadnąć nastrój użytkownika serwisu po tym jak zareagował na posty i jak szybko scrolluje czy łatwiej jest po prostu podrzucić mu kilka smutnych/kontrowersyjnych/rozweselających obrazków, aby "zmienić mu nastrój na właściwy"?

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@Thar: Sęk w tym, że ten rodzaj manipulowania nie wymaga już zbierania informacji statystycznych o społeczeństwie. Wystarczą dane na temat reakcji na daną treść, a te dane ludzi podają akurat na tacy przez komentarze i wszelkiego rodzaju lajki. Tak samo nie musisz znać zainteresowań danej osoby aby zastosować ten rodzaj manipulowania humorem. W praktyce żaden z wymienionych przez Ciebie przypadków nie zależy od śledzenia aktywności użytkowników. Wyciszanie i ukrywanie twórców niezgodnych z jakąś ideologią występuje wszędzie, nawet w telewizji. Pozbycie się śledzących ciasteczek stron trzecich to już nieco inna kwestia i Google jest tu i tak trochę w tyle. Firefox i Apple już to robią, więc w czym problem? Cały trick polega na tym, że w przypadku takich firm jak Google masz narzędzia do przeglądania i zarządzania swoją historią. So oni też pod lupą wielu organizacji i niezależnych obserwatorów, czego nie można powiedzieć o mniejszych stronach i serwisach. Te mogą przechowywać niezabezpieczone dane, mogą śledzić użytkownika w innych, niekoniecznie dobrych celach. Dobrym przykładem może być śledzenie gdzie masz konta bankowe, jakich systemów płatności używasz itp. W gruncie rzeczy dane możemy podzielić na dwie kategorie. 1. Dane tłumu, które są anonimowe i wyznaczają jakiś trend. One nam mogą mówić o natężeniu ruchu, liczbie klientów w danych sklepach, popularności jakichś barów czy klubów. Mogą także określać zwyczaje i prognozować zachowania tłumu jak przewidywany ruch czy popularność jakiegoś miejsca. Dokładnie to samo ze stronami internetowymi. 2. Dane indywidualne dotyczące zainteresowań. Te tworzą jakiś profil dla danego użytkownika określający jakie treści będą dla niego wartościowe, a które są stratą czasu. Dzięki temu zobaczysz reklamy produktów, którymi możesz być zainteresowany, w news feed zobaczysz artykuły z kręgu zainteresowań, na fejsach i innych zobaczysz wydarzenia pasujące do profilu. Żadne z tych narzędzi nie daje lub nie uniemożliwia stosowania złych praktyk jak wspomniane sterowanie humorem użytkownika, monopolizacja czy cenzura treści. Żadna z nich nie wymaga danych od konkretnego użytkownika. Praktycznie z cenzurą walczyć się nie da. Dopóki takie firmy jak google są prywatne i zależne, to mogą dyktować swoje algorytmy i metody prezentowania danych. Dokładnie tak samo nie możesz zarzucić żadnej prywatnej telewizji czy gazecie stronniczości, bo mają prawo do przedstawiania wszystkiego zgodnie ze swoją ideologią. Problemem może tu być właśnie monopolizacja, gdy większość ludzi korzysta z usług jednego medium i to medium może regulować treści dostępne dla swoich odbiorców. To jest jednak odwieczny problem i zbieranie statystyk niczego tu nie zmienia. Możemy tu jeszcze wspomnieć chociażby o targetowaniu kampanii. Podczas wyborów w USA stosowano tego typu rozwiązania. Szacowano grupy docelowe o odmiennych podglądach, a w szczególności grupy o umiarkowanych poglądach i to na nich skupiano kampanie. Swoich nie trzeba do siebie przekonywać, a przeciwników i tak nie przekonasz. Skupiasz się na tych, którzy jeszcze nie są zbyt przekonani. To już zakrawało o skandal, ale czy faktycznie jest złe? Czy ograniczenie swoich wysiłków do wybranej grupy docelowej jest czymś złym? Prędzej bym powiedzieł, że (znowu) cenzura może tu być złym rozwiązaniem, gdy jakaś platforma celowo ukrywa wątpliwe działania jednej grupy i wyolbrzymia drugiej, ale te znowu nie są wycelowane w daną grupę odbiorców, cenzuruje się to u wszystkich bez potrzeby danych dotyczących ich preferencji i zachowań.

Odpowiedz
avatar Chung
2 6

@elsep: Osobiście preferuję patrzenie na GPSa. Moja metoda ma tą zaletę, że działa nawet jak "Mirki" ukradną znaki drogowe i sprzedadzą je na złom. I tutaj chwila zastanowienia: Co jest bardziej prawdopodobne: że "Mirki" ukradną znaki, aby miec na wódkę, czy że ktoś zestrzeli wszystkie satelity GPS?

Odpowiedz
avatar NinjaAssassin
-1 5

Ludzie to mają naarwne w głowach. Myślą że każdy chce ich szpiegować. I co niby mają się dowiedzieć? Z której strony ściągasz gierki? Przy której walisz konia? Że stalkujesz jakąś laskę na fb? Ogarnijcie się bo te dane które tak chcecie ukryć są nic nie warte dla wywiadu.

Odpowiedz
avatar jedyny360
0 0

@NinjaAssassin: Niekoniecznie, raporty agentów SB zawierały różne, możnaby rzec, pierdoły, ale jak przesłuchiwany słyszał, że SB wie co z kim jadł i kiedy pierdnął, a kiedy skrzywił gębę, na kogo narzekał itp., to efekt był piorunujący. Plus korporacje bardzo lubią dane, bo na danych można szkolić sieci neuronowe i inne sztuczne inteligencje, które to z kolei zasilają algorytmy mające na celu marketignować różne rzeczy. Plus plus, to jak siedzisz na klopie też nie żadnej wartości dla nikogo, a srasz z zamkniętymi drzwiami.

Odpowiedz
avatar Trepan
1 1

Też próbowałem tej sztuczki z patrzeniem na znaki. Potwierdzam, działa. Niestety usługa zawiesza się po przekroczeniu granicy Mazowsza.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

Ludzie mylnie zakładają, że wartość informacji o nich jest dla nich szkodą. Trochę podobnie jak z piractwem. Ściągnął grę, więc straciliśmy. Nie kuwa, jakby nie zapłacił, to byście i tak nic nie mieli. Za to popularność tytułu nawet wśród piratów zwiększa zainteresowanie gra. Tak samo jest z danymi. Nikt normalny nie szpieguje co i jak robisz. Za to Google zbiera dane o lokalizacji i dzięki temu znasz natężenie ruchu na drogach czy zatłoczenie w sklepach. Co na tym tracisz? Myślisz, że ktoś notuje, że Jan Kowalski chadza do sklepu BDSM? Jestes jedynie punktem w statystyce, nic więcej. No ewentualnie trafiasz na listę zainteresowań dzięki czemu widzisz reklamy na podstawie swoich preferencji zakupów czy wyszukiwania w sieci. Zasadnicza większość szpiegowania sprowadza się do gromadzenia statystyk ułatwiających nam życie. Jakie to straszne.

Odpowiedz
Udostępnij