Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Latorośl

Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Dawid_M
3 5

I dobrze. Trzeba pokazać jak w przypadku zwierząt, że nie pozwala sobie na dokuczanie. To najstarsza i najskuteczniejsza metoda, jeśli ignorowania, skargi i prośby nic nie dają.

Odpowiedz
avatar Vania
2 2

@Dawid_M: A właśnie że źle. Rodzic powinien sobie z nauczycielką wytłumaczyć co i jak i z rodzicami chłopca. Mówimy o 5ciolatkach, głupiutkie to jeszcze i nie zawsze wie, że coś robi źle. Ja niestety miałam taką sytuacje z synem, też 5 lat, ktoś w szkole go popychał, nauczyciele nie reagowali, więc uznał, że to taka zabawa, zasady nowego miejsca i też popchnął inną osobę, trafiło na dziewczynkę. Jako że szkoła olewała problem, to tam kilkoro dzieci już się z nową zabawą rozkręciło. Oczywiście nikt tego rodzicom nie zgłosił. Dowiedziałam się właśnie od ojca popchniętej dziewczynki. Sprawę z synem wyjaśniłam, nigdy więcej nikogo nie popchnął. On naprawdę myślał, że to zabawa taka jak berek. Inne dzieci tak samo. Gdyby dziewczynka była właśnie tak instruowana jak w screenie, mój syn i inne dzieci, wierząc, że się po prostu bawią, dostaliby w czułe miejsce, co wiąże się z okropnym bólem, sądzę, że nieadekwatnym do "wykroczenia". Prędzej porada "oddaj mu", bo rozumiem, że też nie można dawać sobie w kasze dmuchać. To mimo wszystko tylko dzieciaki i często robią takie głupoty myśląc, że to zabawa. Oczywiście zdarzają się agresywne, wredne dzieci, one zwykle uczą takich głupot te normalne. Tylko że te zwyczajne jak się im wytłumaczy, to posłuchają i zawsze od tego trzeba zacząć.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
1 1

@Vania: Problem w tym, że dzieci często takie rzeczy ukrywają. Wiele dzieci jest gnębionych w szkole, nauczyciele nie reagują, dzieci boją się powiedzieć rodzicom. Czasem nie mówią rodzicom z obawy przed konfrontacją, czasem zdążą się nauczyć od innych dzieciaków, że załatwianie "spraw" przez rodziców jest złe i będą w ten sposób gorzej oceniane. Rodzice nie zawsze są pod ręką, a jak nauczyciele nie reagują, to prędzej czy później taki dzieciak zostanie sam na sam z gnębicielem. Wtedy nikt nie stanie w jego obronie, a on potulnie znowu oberwie i tak w kółko. Uczenie dzieci dobrego zachowania nie jest równoznaczne z uczeniem potulności. Najczęściej ofiarami są właśnie te ciche i miłe dzieciaki, które nie oddają i zamykają się w sobie. Może w młodym wieku interwencja rodziców jeszcze przejdzie, ale z wiekiem rodzic nie zapewni dziecku stałej "ochrony" i to będzie już ważyło swoje akcje. Widząc nieskuteczność działań nauczycieli najczęściej zdecyduje się nikomu nie mówić. Z tym jest jak z oskarżeniem polityków czy przedstawicieli prawa. Szansa na ukaranie i poprawienie sytuacji nikła, a za to możesz narobić sobie więcej kłopotów. Mówię to też ze swojego doświadczenia mimo, że było to ze dwie dekady temu. Doskonale pamiętam swoje problemy szkolne i sposób myślenia. Nadal też uważam, że było to uzasadnione. Kilku największych gnębicieli nic sobie nie robiło z ocen czy reprymendy, a były to już czasy postępowego i bezstresowego wychowania, więc po dupie mało który dostał. Większość była też z biednych rodzin, więc jaką karę mogli dostać? Śniadania nie dostaną? Nie mieli nic do stracenia, nie mieli ani dobrych ocen, ani jakichkolwiek udogodnień, które by im rodzice zabrali. Z resztą rodzice sami chyba byli nic nie warci, bo nie słyszałem nigdy aby byli w jakikolwiek sposób ukarani. Jedyną metodą było puszczenie "nauk" rodziców w las i "rozmowa" w języku, który taka recydywa zrozumie. Paradoksalnie najbardziej jako dzieciak bałem się odpowiedzialności, bo w przeciwieństwie do tamtych, ja ryzykowałem gorszymi ocenami i karami. Właściwie wybrnąłem z tego tylko przez to, że nikt nie uwierzył, że taki miły, cichy i bezproblemowy dzieciak mógł coś zrobić. To z pewnością wina tych, co zawsze. Sami się pewnie wygłupiali i któryś z nich wyleciał przez zamknięte okno. Rozumiem (niestety) też tych, którzy podkradną komuś broń i przerzedzą liczebność wychowanków szkoły. Byłem kiedyś na takim etapie emocjonalnym i właśnie doprowadziła do tego różnica sposobu wychowania. Zareaguję - źle, nie tak mnie wychowano i będę ukarany. Powiem komuś - źle, później w pięciu mi wklepią po lekcjach. Nic nie zrobię - będę gnębiony jeszcze przez ileś lat nauki. Ile to razy wychodziło się gdzieś tylnymi drzwiami wiedząc, że już ekipa czeka przy głównej bramie, bo dwa dni temu się komuś poskarżyłem. W takiej sytuacji niektóre dzieciaki zamykają się w sobie i próbują to przetrwać ucząc się, że są ofiarą i tak musi być. Niektóre dzieciaki nie wytrzymują i przez to mamy więcej nieletnich samobójstw niż kiedykolwiek w historii. No i co jakiś czas ktoś wyładuje się w inny sposób robiąc komuś krzywdę. Czasem wyjdzie na dobre, czasem kończy się nagłówkami w gazetach. Nie róbcie z dzieci wychowanych ofiar. Dobre maniery i wychowanie to jedno, zaradność to całkiem inna sprawa. Rodzice niestety często pomijają tą drugą kwestię przez co dzieciak nie wie, że ma prawo się bronić gdy nikt inny nie reaguje.

Odpowiedz
avatar Vania
0 0

@ZONTAR: I tu mamy zasadniczą różnice. Sytuacja o której pisałam dotyczyła dzieci, które nieświadomie robiły krzywdę. Ty piszesz o celowym działaniu i tu zupełnie inne schematy działają. Mylisz się jednak, że przyczyna jest "bezstresowe" wychowanie (określenie używane źle. Ludzie mylą brak wychowania z tym modelem). Ja się wychowywałam w czasach, gdzie dzieci prało się po tyłkach i nie tylko i to właśnie te dzieci, u których było najwięcej przemocy, przemoc stosowały. Ja akurat byłam dosyć miłym dzieckiem, grzecznym i nikt mi nie dokuczał, ani ja nikomu. Mój sporo młodszy brat miał problem w gimnazjum, oczywiście nauczyciele mieli to gdzieś, w każdej takiej historii nie uświadczysz stwierdzenia "i nauczyciel mi skutecznie pomógł". To okropne, bo wysyłamy dzieci do szkoły, gdzie chodzić muszą i narażają się na niszczenie psychiki, a ci, którzy odpowiadają za te dzieci mają to w poważaniu, nie ich problem. Wracając do brata, raz pomiędzy lekcjami uciekł, bez plecaka, bez niczego i przybiegł do domu, bo już do przemocy doszło. Wpadłam do szkoły, rabanu narobiłam, ale na początku jeszcze się w ryzach trzymałam. Dyrektorka wezwała wychowawczynię, która akurat miała lekcje z tą klasą. Najpierw zdziwiona, że mojego brata nie ma u niej na lekcji, przecież przed przerwą był (poziom mojej furii wzrastał), potem strzeliła, że to było niechcący, że "kolega" po prostu nie zauważył mojego brata i dlatego go podciął i kopnął. No i tu już wybuchłam i to tak, że od tamtej pory żaden incydent nie miał miejsca, wychowawczyni pilnowała już jak trzeba. Tyle, że co psychicznie wycierpiał mój brat to już niestety zostało. Wkurza mnie to strasznie, bo tutaj też moja mama dała ciała :/

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@Vania: Mówisz, że to są inne schematy, a efekt jest dokładnie taki sam. Dzieciaki nie widzą różnicy między tym, czy ktoś im robi krzywdę niechcący, czy nie. Trudno też postawić jasną granicę między celowym, a przypadkowym działaniem. Popychanie w przedszkolu dla mnie jest tak samo celowe jak inne formy dokuczania w kolejnych klasach. Po prostu są na miarę wieku. Jak sama napisałaś, brat potrzebował pomocy kogoś innego, bo nie potrafił sam sobie z tym w jakikolwiek sposób poradzić. Trudno też powiedzieć, czy faktycznie więcej do takich rzeczy nie doszło, szczególnie będąc rodzicem. Może być równie dobrze tak, że ktoś dzieciaka zastraszył lub zwyczajnie zauważył, że to nic nie dało i dalej musi to znosić, po prostu nikomu nie mówi. Oczywiście doradzanie kopnięcia itp jest raczej prymitywna metodą i w praktyce trzeba dziecko od wczesnych lat uczyć radzenia sobie adekwatnie do sytuacji.

Odpowiedz
avatar Vania
0 0

@ZONTAR: "Trudno też powiedzieć, czy faktycznie więcej do takich rzeczy nie doszło" W przypadku mojego brata, łatwo powiedzieć, bo zwyczajnie by mi powiedział o tym, zwłaszcza, że wypytywałam. Minęło już sporo lat od tamtego momentu, jest dorosły, więc choćby teraz by mi powiedział, że kłamał bo się bał czy coś. Oczywiście że dla dziecka, któremu dokuczają nie ma znaczenia, czy ktoś złośliwie to robi, czy nie. Ma to jednak znaczenie dla rozwiązania sprawy. Jeśli złośliwie, to po zwróceniu uwagi problem nie ustanie, a może wręcz narosnąć. Jeśli jednak ktoś złych intencji nie ma, to kiedy zrozumie, że jego działania sprawiają komuś przykrość, to przestanie i jeszcze szczerze przeprosi.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@Vania: Czy ja wiem, wszystko zależy od zaufania. Ja tam wielu rzeczy rodzicom nigdy nie powiedziałem, bo i po co? Wtedy by nic nie zdziałali, a później tylko by się martwili niepotrzebnie. Przeszłości nie zmienisz, więc po co rozdrapywać stare dzieje? Mówisz tu o przypadku małych dzieci i nieświadomego nękania, ale co zrobić w sytuacji, gdy jest to całkiem świadome?

Odpowiedz
avatar Vania
0 0

@ZONTAR: Rzeczywiście brat rodzicom nie mówił. No ale ja rodzicem nie byłam, bardziej przyjaciółką. Ta tu mamy problem, ale uważam, że zawsze należy zacząć od porozmawiania z rodzicami, czasem to pomoże. Jeśli nie to jak pisałam wyżej "Prędzej porada "oddaj mu", bo rozumiem, że też nie można dawać sobie w kasze dmuchać." Ogólnie jeśli "pokojowe" rozwiązania nie pomogły, to chyba jednak jedynym możliwym rozwiązaniem, jeśli nic nie pomaga jest również przemoc, bo w sumie to nie wiem co jeszcze, skoro nauczyciele mają to gdzieś. Gorzej, że często jest to grupa, która znęca się nad jedną osobą i oddanie pogorszy sprawę. Ciężki temat, tym bardziej nie rozumiem nauczycieli, dyrektorów, którzy jęczą, że problem przemocy to poważna sprawa, wiedzą, że ona ma miejsce. Każdy to wie. A jednak nie uczą na godzinach wychowawczych o tym. Jakby od 1 klasy wbijali go główek, że tak się nie robi, to jest szansa, że problemu by nie było. Są szkoły wolne od znęcania się, a niedaleko kolejne przepełnione agresją. U mnie tak w sumie było, w mojej podstawówce jakieś tam pogadanki i reakcje były. Bardzo blisko była druga podstawówka. Dzieci z tych samych dzielnic chodziły do tych szkół. A różnica ogromna, tam to po prostu masakra z przemocą była. Więc to nie wina wychowania, bo naprawdę te same dzielnice obejmowały te szkoły. Nauczyciele zawalili i tyle. Starsze dzieciaki uczyły tych schematów młodsze i tak się to ciągnęło. Potem właśnie tam zrobili gimnazjum, do którego mój brat chodził. Nauczyciele ci sami. Nie było tygodnia, żeby policja nie przyjeżdżała.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 czerwca 2020 o 1:02

avatar kyllan
0 0

Od teraz młody będzie już dżentelmenem.

Odpowiedz
Udostępnij