Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Rodzice twierdzą...

Dodaj nowy komentarz
avatar Slawek18
8 10

Bo są. Dzieci do 18 roku życia nie powinny podlegać żadnej indoktrynacji politycznej, religijnej czy światopoglądowej. Srula w dupcko strzelić nie wolno, gdy w histerię wpada bo mu gównianej zabawki nie kupisz, ale można naszprycować hormonami i uciąć fiutka, bo ..ebnięci starzy sobie uroili coś po obejrzeniu filmików na yt. To starych należy leczyć, a co najważniejsze - odseparować od potomstwa.

Odpowiedz
avatar Saszka999
2 4

@Slawek18: Źle kompinujesz :) Potrzebny szerszy kontekst. 1. Co było, zanim przysłowiowy Bismarck wymyślił emeryturę? Miałeś w sumie dwie opcje - zginąć/umrzeć, zanim się staniesz niedołężny, albo zadbać o opiekę na starość. Opieka mogłaby być "komercyjna", czyli niby wystarczyłoby zgromadzić odpowiednio duży garniec złota pod gruszą - ale kto przypilnuje "komercyjnego opiekuna", żeby nie zajumał tegoż garnca? Tylko rodzina, a że "z rodziną najlepiej to na zdjęciu" (i to nasi przodkowie wiedzieli jeszcze przed wynalezieniem zdjęć) to rodzina najbliższa, na którą masz wpływ - a zatem głównie potomstwo. I tak - jeśli źle wychowałeś potomstwo - przegrywałeś. A jeżeli dobrze (a jeszcze lepiej, gdy było go dużo - to nawet ten garniec pod gruszą nie musiał być zbyt wielki) - to miałeś godną opiekę na starość. Tak czy inaczej - z tego m.in. powodu potomstwo było "własnością" rodziców - i jak sobie pościelili (wychowali) - tak mieli. 2. Wynalazek emerytury zmienił wszystko. Nie dość, że "ktoś" (czyli państwo...) odkłada za ciebie ten garniec pod gruszą - to jeszcze ten sam "ktoś" pilnuje, żeby zawartości garnca nikt nie zajumał. Wniosek dla ludożerki prosty - "moja przyszłość nie zależy ani od ilości ani od jakości wychowania mojego potomstwa" - co doprowadziło w efekcie do słabszej dzietności i gorszego wychowania. 3. Dodatkowo doszedł "syndrom ZUS" - czyli piramida finansowa, zerwanie związku między wielkością odłożonego na emeryturę kapitału a wysokością emerytury - czyli ze składek "młodych" zaczęto wypłacać emeryturę "starym", a składki "starych" przepuszczono na inne wydatki. Emerytura stała się po prostu świadczeniem, zależnym wyłącznie od chęci i możliwości państwa. W tym momencie, potomstwo zaczęło być znów ważnym "strażnikiem i dawcą" emerytury - tyle, że już nie naszej, ale ogólnie państwowej. Dlatego państwu zależy po prostu na "płatniku". Składek, podatków - ogólnie kasy. I to prowadzi do dzisiejszej sytuacji - dziecko jest "własnością" państwa, a nie rodzica - bo to państwu zależy, a nie rodzicowi. Spróbuj "strzelić srula w dupsko" - a policja wyjaśni ci, dlaczego nie wolno naruszać "pupy własności państwa". Rodzice mogą sobie bezkarnie przeprowadzać dowolne eksperymenty wychowawcze - bo ich emerytura kompletnie od tego nie zależy. Indoktrynacją zaś mają zajmować się szkoły (oczywiście państwowe) - aby "płanik" jak najwcześniej "wchodził na rynek pracy" - bo to państwu zależy na odpowiednim wychowaniu płatnika. Gdyby w normalnym modelu rodziny - takim "sprzed emerytur" - rodzice wychowywali sobie zaindoktrynowanego elgiebetekuku albo popełnialiby inne błędy w wychowaniu - to na starość zdechliby z głodu. A dziś - a co im tam, mogą robić co chcą (o ile im "ideolo państwo" pozwoli) - bo nie poniosą konsekwencji złego wychowania. Tylko tyle - i aż tyle...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@Saszka999: "Gdyby w normalnym modelu rodziny - takim "sprzed emerytur" - rodzice wychowywali sobie zaindoktrynowanego elgiebetekuku" - Teraz napisałaś tak jakby homoseksualne dzieci nie opiekowały się rodzicami, nie pracowały a i sam homoseksualizm był nowością :) "Dodatkowo doszedł "syndrom ZUS" - czyli piramida finansowa, zerwanie związku między wielkością odłożonego na emeryturę kapitału a wysokością emerytury" - Do dzisiaj im więcej odłożysz tym wyższą emeryturę dostaniesz. Aaa i jeszcze jedno, emerytury społeczne od czasów Bismarcka były piramidą finansową i od zawsze świadczenia wypłacano z bieżących składek :) Aha i chciałbym zauważyć że piszesz tak jakby system emerytalny w Europie powstał ~30 lat temu, bo to wtedy zaczęły się problemy z dzietnością a raczej określiłbym to tym że ludzie po prostu myślą nad tym za co wykarmią 10-tkę dzieci :) Przykład parzenia się jak króliki masz w Afryce. Ludzie nie myślą nad tym czym wykarmią dzieci, po prostu je robią. Kiedyś ludzie mieli po 10-tkę dzieci, bo coś takiego jak antykoncepcja nie istniało.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 4 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 maja 2021 o 23:43

avatar yahoo111
2 2

@yankers: Nie, ludzie mieli dziesiątkę dzieci, bo 50% nie dożywało dorosłości, infekcja polio zamieniało silnego mężczyznę w zniedołężniałego łamagę w wieku 20 lat, a lokalna epidemia ospy likwidowała całe wioski. Po drugie, każda para rąk generowała nadwyżkę zysku z pracy (wartość pracy–koszt wyżywienia=nadwyżka). Im więcej tych par rąk, tym większy zysk. Obecnie jest inaczej pod każdym względem. Z jednej strony nie ma ospy, polio jest bliskie eradykacji, a opieka perinatologiczna i pediatryczna daje blisko 100-procentowe szanse dożycia dorosłości. Z drugiej strony wartość pracy jednej pary rąk jest zależna od wykształcenia, doświadczenia, tudzież szczęścia i znajomości. Siłą rzeczy liczba dzieci, które będzie miał jeden człowiek jest ograniczona. Niechby to i była gromadka dwadzieściorga dzieci, wartość pracy każdej osoby wynosi x, a koszt wyżywienia 0,9x. To z tych dwadzieściorga nadwyżka to raptem 2x. A tak przyjdzie wykształcony inżynier albo lekarz, którego wartość pracy wynosi 10x, a koszt wyżywienia nadal 0,9x. Tylko z jednej osoby nadwyżka to 9,1x. Stąd warto inwestować czas i środki w jedno dziecko zamiast rozdrabniać się na wszystkie. I tu warto przyjrzeć się tzw. patologii. Pomijam margines, którego "nic nie uratuje", ale rodziny wielodzietne często są uważane za patologiczne. A tymczasem jeśli taka rodzina nie jest niewydolna wychowawczo, ich zachowanie jest zupełnie racjonalne. Otóż, w dawnych czasach nie byliby w stanie zapewnić żadnemu dziecku wykształcenia wyższego. W tej chwili każde z ich dzieci może zdobyć wykształcenie, lub dobrze płatny zawód. Natomiast osoby te nie mają sieci kontaktów, która by zapewniła im dzieciom synekury, więc inwestowanie w jedno-dwójkę dzieci, które by się przebiły w zawodach reglamentowanych, nie wchodzi w grę.

Odpowiedz
avatar jedyny360
5 7

@urojony123: Czy serio trzeba tłumaczyć dlaczego dzieci takich poważnych decyzji odnośnie swojego ciała nie są w stanie podejmować?

Odpowiedz
avatar gomezvader
3 5

@urojony123: Kvrwa ziomek naucz się czytać kontekst. To można by zmienić "jeszcze nie umie sobie dupy podetrzeć, a decyduje jakiej jest płci".

Odpowiedz
avatar urojony123
-5 7

@gomezvader: Ale gdzie tu jest kontekst, skoro koleś napisał dosłownie 2 zdania? Po prostu logika tego komentarza jest żałośnie słaba. Muszę natomiast przyznać, że Twoja próba jego obrony jest równie słaba. 1. Ja wypowiedziałem się o komentarzu Kenzie, nie o Twoim wyobrażeniu na temat tego, co mógłby powiedzieć. 2. W sumie to nawet gdyby padły słowa o podcieraniu, to co to zmienia? 3. Czteroletnie dzieci już z reguły umieją się podcierać ;)

Odpowiedz
avatar jedyny360
4 6

@urojony123: Kiedy rodzice je wspierają w identyfikacji jako dziewczynka, to prawdopodobnie taki wyrok na siebie podpisuje - nieświadomie oczywiście, bo to dziecko. I tak, jest w stanie stwierdzić własną płeć, ale też jest w stanie stwierdzić jakiego gatunku jest dinozaurem albo jaką wróżką z Dzwoneczka jest. Ja miałem okres jak twierdziłem, że jestem Bolkiem jak w Bolku i Lolku. Dzieci regularnie ponosi wyobraźnia. A argument nie jest taki głupi - pod warunkiem, że to "nie wiem" bierzesz jako objaw niezdecydowania dziecka - bo takie dzieci są - niezdecydowane. A nawet jak zdecydują - to potrafi im się odwidzieć po godzinie. Bo dzieci już tak mają.

Odpowiedz
avatar urojony123
-3 5

@jedyny360: Czyli twierdzisz, że gdybyś powiedział rodzicom, że jesteś stegozaurem, oni by Cię posłuchali i tak zaczęli nazywać, to „podpisałbyś na siebie wyrok”? Bo zakładam, że wtedy przeszłoby Ci to max. po miesiącu. Tu mamy sytuację, gdzie dziecko od 18 miesięcy nie zmienia zdania w temacie swojej płci. Argument o tym, że dzieci często zmieniają zdanie jest już nieco lepszy od tego, że są niezdecydowane (zaznaczam, że to są dwie różne sprawy). Aczkolwiek w tym konkretnym przypadku i tak jest dość słaby.

Odpowiedz
avatar jedyny360
3 3

@urojony123: "Gdybyś powiedział, że jesteś stegozaurem to by ci nie uwierzyli, dlatego dziecko z posta nie zapisało się nieświadomie na operację zmiany płci / dlatego dobrze, że uwierzyli dziewczynce, że jest chłopcem" Dawno tak słabej argumentacji nie słyszałem. Co do fazy na wypieranie się własnego imienia - nie wiem jak długo trwała, może dłużej niż miesiąc. Wiem natomiast, że rodzice przez lata nie potrafili mi wytłumaczyć że z treścią mojego nazwiska nie wiążą się żadne przywileje. Dzieci potrafią sobie wiele rzeczy trwale ubzdurać. "Argument o tym, że dzieci często zmieniają zdanie jest już nieco lepszy od tego, że są niezdecydowane (zaznaczam, że to są dwie różne sprawy)" - dlaczegóż? Obydwa chyba mają podobną przyczynę - dzieci nie potrafią jeszcze podejmować w pełni świadomych wyborów.

Odpowiedz
avatar urojony123
-4 4

@jedyny360: „Dawno tak słabej argumentacji nie słyszałem.” Może dlatego, że ją kompletnie przekręciłeś. „... - dlaczegóż? Obydwa chyba mają podobną przyczynę - dzieci nie potrafią jeszcze podejmować w pełni świadomych wyborów.” Jeśli ktoś podaje A jako argument za B, to aby ocenić sensowność tego argumentu, należy zbadać skutki A, a nie jego przyczyny. Podam Ci przykład. Zadanie: czy 486532+345678 jest liczbą parzystą? Odpowiedź ucznia: tak, ponieważ 6+2 jest parzysta. Jak widać, odpowiedź jest prawdziwa, podobnie jak uzasadnienie. Tyle że ze zdania „6+2 jest parzysta” nie wynika „486532+345678 jest parzysta”. Nawet jeśli zauważymy, że przyczyną tego, że 6+2 jest parzysta jest to, że suma dwóch liczb parzystych jest parzysta, to w żaden sposób nie powoduje tego, że odpowiedź ucznia staje się sensowniejsza.

Odpowiedz
avatar jedyny360
3 3

@urojony123: "Może dlatego, że ją kompletnie przekręciłeś." - doprecyzuj, bo nie wydaje mi się, że chciałeś coś innego sugerować pytając czy rodzice uwierzyliby mi, że jestem stegozaurem w odpowiedzi na "dziecko nieświadomie zapewniło sobie operację zmiany płci, bo mówi, że jest chłopcem, a rodzice je w tym wspierają". Ale jak mam nie przekręcać, to okej - moi rodzice nie uwierzyli by, że jestem stegozaurem. Ale też nie uwierzyliby, że jestem dziewczynką, nawet jakbym się zapierał przez lata - bo wiedzieli, że dzieci potrafią sobie różne rzeczy wymyślić i ubzdurać - tak jak z moim nazwiskiem, próbowali mi to wybić z głowy, tylko z tym im nie wychodziło i teraz mam problem, bo se wyrobiłem złe nawyki. "Jeśli ktoś podaje A jako argument za B, to aby ocenić sensowność tego argumentu, należy zbadać skutki A, a nie jego przyczyny." - i poniższy przykład - wyniki nie są różne. Sprowadzają się do tego samego. Szczególnie, że u dzieci nie umiejętność zdecydowania się często wiąże się z ciągłym zmienianiem zdania - trochę jak w "Detektywie Monku" tylko dzieci faktycznie tak potrafią robić.

Odpowiedz
avatar urojony123
-4 4

@jedyny360: „doprecyzuj” Nie pytałem czy rodzice uwierzyliby w to, że jesteś stegozaurem. Spytałem czy jeśli zaczęliby Cię nazywać stegozaurem, to czy, jak to określiłeś, „podpisałbyś na siebie wyrok”. Po prostu ten zwrot wydał mi się zabawny. „...wyniki nie są różne. Sprowadzają się do tego samego.” Zauważ, że ja od początku nie czepiam się tezy, tylko sposobu argumentacji. Słaby argument jest słabym argumentem, nawet jeśli wniosek jest poprawny.

Odpowiedz
Udostępnij