A życie za to co się rodzicom na tym polu urodzi jest git? Wpierniczanie świeżych produktów, o których inni mogą tylko pomarzyć jest git? Otrzymanie hektarów wartych kilka baniek w spadku po rodzicach jest git? Jeśli tak, to zapracowanie na to w polu również jest git. Małolat może jeszcze tego nie ogarnia ale za 20-30 lat będzie całować startych po rękach za to co od nich otrzymał. Myślę że ta odrobina pomocy w polu nie jest za to wygórowaną ceną.
@cassper:
Rzeczywistość wygląda kompletnie inaczej i gospodarstwa, na których pracują 8-9 letnie dzieci nie są warte kilka baniek, nie są głównym źródłem utrzymania i pracuje się na nich często aż do poparzeń skórnych czy zdartych odcisków. To nie fermy 1000ha, gdzie zatrudnia się kilku pracowników a dziecko jest raptem do drobnej pomocy. Za dużo się telewizji naoglądałeś.
@urgan: "Za dużo się telewizji naoglądałeś" - sam z takiej wiochy pochodzę i wiem doskonale jaka jest wartość ziemi, sprzętu, inwentarza. Jeśli uważasz że potrzeba 1000ha żeby gospodarstwo było warte kilka baniek, to chyba ty żyjesz wiedzą z telewizji.
@cassper a mieszkanie w Warszawie np po babci jest git? Z komuny za 1zl? A firma po ojcu jest git? Itp... spadek to spadek. jedni uciekli z ziemi do miasta bo robić się nie chciało, inni pili, a inni zakładali firmy albo trzymali nieopłacalna ziemię żeby ich dzieci dostały coś ponnich. Zamiast zazdrościć bo ktoś dostał od rodziców idź z pretensjami do rodziców, tych co uciekli z ojcowizny do miasta. Albo zadbać, żeby włanym dzieciom coś po sobie zostawić.
@cassper sam pochodzisz więc czemu nie wracasz na wieś? I wiesz ile jest kredytów na to? Wiesz ile warta była ziemia 20 lat temu i jakie były warunki i perspektywy na wsi, gdy nawet nie myślano o unii i dopłatach? Skoro jesteś ze wsi to gdzie ziemia po twoich rodzicach albo dziadkach? Czemu nikt dla ciebie jej nie trzymał? I druga sprawa, co ma wartość ziemi (kapitału) do zysku osiąganego z niej? Co z tego że 20ha gospodarstwo może być warte milion jeśli np 20 lat temu ta sama ziemia była warta z 50 tys? Czy zwiększenie wartości rynkowej ziemi sprawia że nagle jest większy plon? I większy zysk? Albo więcej w skupie? Bo sprzedać można raz a co potem? Większa wartość rynkowa ziemi sprawia tylko, że można brać większe kredyty (które trzeba później spłacić) i trudniej dokupić kolejne ha. Też jestem ze wsi i widze jak jest. Ci, co mieli 20- 30ha ziemi 20 lat temu i nie potrafili gospodarzyć dzisiaj mimo wzrostu cen ziemi dalej żyją jak dziady. Rozwijają się Ci, którzy biorą kredyty na potęgę (znajomy 20ha - kredyty ok 600- 700tys.) I pilnują żeby się nie przekredytowac, bo komornik zabierający sprzęt teraz na wsi jest czymś normalnym
@cassper A co do pracy w gospodarstwie.. są gospodarstwa i 'gospodarstwa'. Pomoc przez dzieci rodzicom po szkole, w weekendy czy wakacje jest czyms zupełnie normalnym i naturalnym, tym bardziej jeżeli chce je przejąć. Im wcześniej się wszystkiego uczy zamiast siedzieć przed tel tym lepiej dla niego, i jego rodziców:) ale patologią jest robienie sobie dzieci a później twierdzenie, ze 10-latek ma zarobić na swoje utrzymanie. Bo i takie gospodarstwa znałem. Ojciec pijany a dzieci z matką w polu zamiast w szkole. Albo u sąsiada żeby zarobić na chleb bo nie idzie wyżyć ze swojego. Albo na złodziejce z ojcem;) Czy 12 latkowie na ciągnikach, bizonach czy prasach. A później placz bo dzieciak sprasowany w snopku. I lament bo nie będzie komu robić. Teoretycznie to w miastach dzieci raczej nie pomagają swoim rodzicom w fabrykach, warsztatach czy biurach wyrobić normę;)
@ChlopSlaski: Moją schedą rodzinną się nie interesuj, miał kto przejąć rodzinne ziemie a ja wybrałem miasto i od wielu lat jestem na swoim. Co nie znaczy że za małolata sie nie narobiłem. Chociaż akurat moja rodzina niezbyt rolna była, to i tak zawsze było co robić w obejściu.
"Pomoc przez dzieci rodzicom po szkole, w weekendy czy wakacje jest czyms zupełnie normalnym i naturalnym, tym bardziej jeżeli chce je przejąć. Im wcześniej się wszystkiego uczy zamiast siedzieć przed tel tym lepiej dla niego" - no dokładnie to miałem na myśli. Oczywistym jest chyba dla każdego ze dzieci nie powinny pracować ponad swoje siły i muszą mieć czas na naukę i zabawę. Niestety we współczesnym zlewaciałym świecie, słowo "praca" od razu przywołuje takie skojarzenia jak etat, roboczogodziny, wyzysk, ubezpieczenie społeczne, umowa o pracę itp. A przecież mi od początku chodziło jedynie o pomoc dzieci przy pracy na wspólne dobro rodziny. Tylko tyle i aż tyle żeby niektórym się lewacki alarm o wykorzystywaniu dzieci zapalił. A jak jeszcze dodam do tego, że często taka praca na roli może być niezłą zabawą dla dzieciaka, to już zlewaciałym nierobom zupełnie się system zawiesza. Lewactwo chciałoby mieć wszystko za darmo, najlepiej dochód podstawowy dla każdego a kto chce pracować to może sobie dla przyjemności co najwyżej, bo żadna praca w ich świecie się nie opłaci. No chyba ze w partii, ale ciężko to pracą nazwać
Ja bym się cieszył z takich truskawek czy porzeczek, o ile byłoby to adekwatne do mnie jako dziecka. Z 2h pracy, za to kaska na kieszonkowe, a reszta to zabawa po polach i lasach i jakieś kreatywne zajęcia.
Na polu rzadko jest cień.
OdpowiedzGość pisze tak jakby większosć tych gówniarzy była legalnie zatrudniona i odprowadzano od tego jakikolwiek podatek
OdpowiedzNie, nie jest git. To jest również nielegalne.
OdpowiedzA życie za to co się rodzicom na tym polu urodzi jest git? Wpierniczanie świeżych produktów, o których inni mogą tylko pomarzyć jest git? Otrzymanie hektarów wartych kilka baniek w spadku po rodzicach jest git? Jeśli tak, to zapracowanie na to w polu również jest git. Małolat może jeszcze tego nie ogarnia ale za 20-30 lat będzie całować startych po rękach za to co od nich otrzymał. Myślę że ta odrobina pomocy w polu nie jest za to wygórowaną ceną.
Odpowiedz@cassper: Rzeczywistość wygląda kompletnie inaczej i gospodarstwa, na których pracują 8-9 letnie dzieci nie są warte kilka baniek, nie są głównym źródłem utrzymania i pracuje się na nich często aż do poparzeń skórnych czy zdartych odcisków. To nie fermy 1000ha, gdzie zatrudnia się kilku pracowników a dziecko jest raptem do drobnej pomocy. Za dużo się telewizji naoglądałeś.
Odpowiedz@urgan: "Za dużo się telewizji naoglądałeś" - sam z takiej wiochy pochodzę i wiem doskonale jaka jest wartość ziemi, sprzętu, inwentarza. Jeśli uważasz że potrzeba 1000ha żeby gospodarstwo było warte kilka baniek, to chyba ty żyjesz wiedzą z telewizji.
Odpowiedz@cassper a mieszkanie w Warszawie np po babci jest git? Z komuny za 1zl? A firma po ojcu jest git? Itp... spadek to spadek. jedni uciekli z ziemi do miasta bo robić się nie chciało, inni pili, a inni zakładali firmy albo trzymali nieopłacalna ziemię żeby ich dzieci dostały coś ponnich. Zamiast zazdrościć bo ktoś dostał od rodziców idź z pretensjami do rodziców, tych co uciekli z ojcowizny do miasta. Albo zadbać, żeby włanym dzieciom coś po sobie zostawić.
Odpowiedz@cassper sam pochodzisz więc czemu nie wracasz na wieś? I wiesz ile jest kredytów na to? Wiesz ile warta była ziemia 20 lat temu i jakie były warunki i perspektywy na wsi, gdy nawet nie myślano o unii i dopłatach? Skoro jesteś ze wsi to gdzie ziemia po twoich rodzicach albo dziadkach? Czemu nikt dla ciebie jej nie trzymał? I druga sprawa, co ma wartość ziemi (kapitału) do zysku osiąganego z niej? Co z tego że 20ha gospodarstwo może być warte milion jeśli np 20 lat temu ta sama ziemia była warta z 50 tys? Czy zwiększenie wartości rynkowej ziemi sprawia że nagle jest większy plon? I większy zysk? Albo więcej w skupie? Bo sprzedać można raz a co potem? Większa wartość rynkowa ziemi sprawia tylko, że można brać większe kredyty (które trzeba później spłacić) i trudniej dokupić kolejne ha. Też jestem ze wsi i widze jak jest. Ci, co mieli 20- 30ha ziemi 20 lat temu i nie potrafili gospodarzyć dzisiaj mimo wzrostu cen ziemi dalej żyją jak dziady. Rozwijają się Ci, którzy biorą kredyty na potęgę (znajomy 20ha - kredyty ok 600- 700tys.) I pilnują żeby się nie przekredytowac, bo komornik zabierający sprzęt teraz na wsi jest czymś normalnym
Odpowiedz@cassper A co do pracy w gospodarstwie.. są gospodarstwa i 'gospodarstwa'. Pomoc przez dzieci rodzicom po szkole, w weekendy czy wakacje jest czyms zupełnie normalnym i naturalnym, tym bardziej jeżeli chce je przejąć. Im wcześniej się wszystkiego uczy zamiast siedzieć przed tel tym lepiej dla niego, i jego rodziców:) ale patologią jest robienie sobie dzieci a później twierdzenie, ze 10-latek ma zarobić na swoje utrzymanie. Bo i takie gospodarstwa znałem. Ojciec pijany a dzieci z matką w polu zamiast w szkole. Albo u sąsiada żeby zarobić na chleb bo nie idzie wyżyć ze swojego. Albo na złodziejce z ojcem;) Czy 12 latkowie na ciągnikach, bizonach czy prasach. A później placz bo dzieciak sprasowany w snopku. I lament bo nie będzie komu robić. Teoretycznie to w miastach dzieci raczej nie pomagają swoim rodzicom w fabrykach, warsztatach czy biurach wyrobić normę;)
Odpowiedz@ChlopSlaski: Moją schedą rodzinną się nie interesuj, miał kto przejąć rodzinne ziemie a ja wybrałem miasto i od wielu lat jestem na swoim. Co nie znaczy że za małolata sie nie narobiłem. Chociaż akurat moja rodzina niezbyt rolna była, to i tak zawsze było co robić w obejściu. "Pomoc przez dzieci rodzicom po szkole, w weekendy czy wakacje jest czyms zupełnie normalnym i naturalnym, tym bardziej jeżeli chce je przejąć. Im wcześniej się wszystkiego uczy zamiast siedzieć przed tel tym lepiej dla niego" - no dokładnie to miałem na myśli. Oczywistym jest chyba dla każdego ze dzieci nie powinny pracować ponad swoje siły i muszą mieć czas na naukę i zabawę. Niestety we współczesnym zlewaciałym świecie, słowo "praca" od razu przywołuje takie skojarzenia jak etat, roboczogodziny, wyzysk, ubezpieczenie społeczne, umowa o pracę itp. A przecież mi od początku chodziło jedynie o pomoc dzieci przy pracy na wspólne dobro rodziny. Tylko tyle i aż tyle żeby niektórym się lewacki alarm o wykorzystywaniu dzieci zapalił. A jak jeszcze dodam do tego, że często taka praca na roli może być niezłą zabawą dla dzieciaka, to już zlewaciałym nierobom zupełnie się system zawiesza. Lewactwo chciałoby mieć wszystko za darmo, najlepiej dochód podstawowy dla każdego a kto chce pracować to może sobie dla przyjemności co najwyżej, bo żadna praca w ich świecie się nie opłaci. No chyba ze w partii, ale ciężko to pracą nazwać
Odpowiedz@cassper: Za 20-30 lat to raczej uciekają do dużego miasta być słoikami.
OdpowiedzJa bym się cieszył z takich truskawek czy porzeczek, o ile byłoby to adekwatne do mnie jako dziecka. Z 2h pracy, za to kaska na kieszonkowe, a reszta to zabawa po polach i lasach i jakieś kreatywne zajęcia.
Odpowiedz