Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Wieś

Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Kwadratowa_Aureola
3 11

Dodaj jeszcze nieustanne kosiarkowanie i stada kundli drące ryje non stop.

Odpowiedz
avatar Samien344
8 10

@Kwadratowa_Aureola: Mieszkam w mieście i psiury z mojego sąsiedztwa chciałyby zamienić z Tobą parę słów. Ludzie koszący trawę pod moim oknem też. I kierowcy śmieciarki w sumie też. No i może jeszcze ci puszczający na cały regulator muzykę, również ci mobilni w samochodach. Chociaż nie zapomnijmy też o młodych gniewnych wariujących gdzieś niedaleko w swoich sportowych autach. Można by też jeszcze wspomnieć o dzieciaku, który jeszcze do nie tak dawna regularnie płakał i darł mordę za ścianą, ale powiedzmy, że już się nie będę czepiał.

Odpowiedz
avatar jedyny360
5 5

@Samien344: U mnie na osiedlu dodatkowo plaga motocyklów - no pochlastać się można.

Odpowiedz
avatar Borsuk231
-1 5

I zasuwasz 14 godzin dziennie bo akurat żniwa są

Odpowiedz
avatar ChiKenn
4 4

@Borsuk231: a przez resztę roku pracujesz na luzie 4-5 godzin... do tego na swoje i z minimalnymi obciążeniami fiskalnymi :)

Odpowiedz
avatar Mooz
2 2

@ChiKenn żniwa są raz w roku wiec i wypłata też wpada tylko raz.

Odpowiedz
avatar Borsuk231
1 1

@ChiKenn: Namówił

Odpowiedz
avatar ChiKenn
1 1

@Mooz: ale ta wypłata jest wtedy całkiem spora (jeśli się wszystkie płody rolne sprzedaje) często też są one wykorzystywane na własne potrzeby - np. hodowla bydła, z której dochody czerpie się cały rok, a żniwa są nie dla jednorazowej sprzedaży tylko obniżenia własnych kosztów prowadzenia w/w hodowli

Odpowiedz
avatar Ruskiczolgistabeznogi
-4 8

Mieszkam na wsi. Uważam że życie na wsi jest gorsze niż mieszkanie w kawalerce 9m2 na 5 piętrze bez windy. Już chyba w gułagu bym się czuł lepiej niż w tym gównie.

Odpowiedz
avatar Zenon_Smietana
3 5

@Ruskiczolgistabeznogi: Moja rodzina przeprowadziła się do miasta kiedy miałem 10 lat i mimo, że mieszkam w domu jednorodzinnym, z całkiem sporym podwórkiem, to i tak przy pierwszej okazji wrócę na wieś. A mieszkania w "betonowym klocku", nawet w apartamencie, już całkiem sobie nie wyobrażam, jak bydło w klatkach...

Odpowiedz
avatar Ruskiczolgistabeznogi
-2 2

@Zenon_Smietana: Szanuję twoje zdanie, jednak dla mnie posiadanie dużego podwórka to nic dobrego. Mam podwórko, boisko, 2 ogrody, 5 garaży, budynek gospodarczy, stodołę, pole, już wolałbym betonowy klocek i nieprzejmowanie się żadną z tych rzeczy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 6

Jeżeli lubisz dzień w dzień wstawać bladym świtem, karmić/wypasać zwierza, zapierdzielać w polu itp. to owszem, na wsi lepiej.

Odpowiedz
avatar cassper
4 4

@Trokopotaka: W tych czasach, rzadko który mieszkaniec wsi zajmuje się rolą. Większość domów na wsi, to po prostu wille z ogródkiem lub zadbanym trawniczkiem a ze zwierząt, to co najwyżej kury ktoś trzyma żeby mieć własne jajka. No i oczywiście wymienione wcześniej burki wiejskie, ujadające przy każdej okazji. Ale nie licząc burków i kosiarek, nie tak źle jest żyć na wsi. Oczywiście o ile dysponujesz samochodem i prawem jazdy, bo nikt nie wspomniał o tym, ze ze wsi jest wszędzie daleko a pks do każdej wsi, przeminął wraz z komuną.

Odpowiedz
avatar Ruskiczolgistabeznogi
-1 1

@cassper: Nie licząc burków i kosiarek. Jednak niestety trzeba to liczyć, dla mnie spędzanie 2 godzin co tydzień na koszeniu trawy to utrudnianie sobie życia bez żadnej płynącej z tego korzyści.

Odpowiedz
avatar Slawek18
-3 5

W końcu gumioki są obok węgla i ekogroszku najlepiej sprzedającym się paliwem w składach opałowych.

Odpowiedz
avatar zerco
0 0

Aż sobie sprawdziłem co POV znaczy

Odpowiedz
avatar kyllan
0 0

W mieście to nie do pomyślenia.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
3 3

Wiecie co jest śmieszne? Poza centrami dużych aglomeracji, tak właściwie wygląda życie w większości USA. Duże przestrzenie, dużo zieleni, luźna zabudowa. I to dla obrońców przyrody jest złe, bo przecież żyjąc na prowincji nie masz metra i 200m do sklepu, jeździsz samochodem dokładając się do efektu cieplarnianego. Jest całkiem udokumentowany paradoks dotyczący zanieczyszczenia powietrza. Ściskanie ludzi na małej przestrzeni obniża sumaryczne zanieczyszczenie, ale podnosi lokalne. Jest go mniej, ale jest bardzo skupione tam, gdzie żyją ludzie. Rozpraszanie ludzi na dużej przestrzeni zwiększa emisje ze względu na transport, ale są rozłożone na tak dużym obszarze, że ludzie żyją w dosyć czystym klimacie mimo wszystko. Eko oszołomom jednak nie zależy na człowieku.

Odpowiedz
avatar ChiKenn
1 1

@ZONTAR: a dlaczego miałoby im zależeć na ludziach? nie jesteśmy przecież zagrożonym gatunkiem :)

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@ChiKenn: W tkwi cały problem. Planeta sobie poradzi, natura sobie poradzi. Przez emisje i inne działania człowieka tylko i wyłącznie on sam sobie może zaszkodzić. Jeśli więc nie troszczymy się o człowieka, to nie ma sensu dbać o klimat. Chcemy o niego dbać tylko i wyłącznie dlatego, że jesteśmy od niego zależni. Kogo obchodzi podniesienie poziomu mórz? Podniesie się to się podniesie, co za problem? Gdyby nie miasta i inne zabudowania przy brzegu, to nikt by się o to nie troszczył. Zmiany klimatyczne nic nie znaczą. Przesuną się strefy klimatyczne, powstaną jakieś pustynie, powstaną inne obszary dobre dla rolnictwa. To człowiek ucierpi, to nagle w jego miejscu ziemia nie nada się do upraw, a nowe rejony zdatne do użytku będą gdzies na odludziu innego kraju. Znowu problem człowieka, a nie planety. Walka o klimat i ekologia mają głównie na celu uniknięcie drastycznych zmian, które by znacznie wpłynęły na życie człowieka. Niektórym się wydaje, że chodzi tu o jakąś wyższą ideę, ochronę ptaszków czy cokolwiek innego. Ptaszek sobie poleci gdzie mu będzie lepiej. To człowiek będzie miał problem z przeprowadzką, granice są dla nas, a nie dla natury. Zmiany klimatyczne prowadzą do wędrówki ludów, a to zwykle kończy się wojną.

Odpowiedz
avatar ChiKenn
0 0

@ZONTAR: no właśnie problem jest w tym, że planeta, a zwłaszcza natura nie koniecznie sobie poradzi... z Twoim dalszym komentarzem generalnie się zgadzam, tak rzeczywiście jest - niestety

Odpowiedz
avatar ZONTAR
-1 1

@ChiKenn: To jest akurat bład percepcyjny. Natura nie jest stała, wszystko się zmienia, planeta zmieniała się przez cały okres życia i nadal będzie się zmieniać, stare gatunki wymierają, zastępują je nowe. Zawsze zmiany prowadzą do rozwoju bardziej przystosowanych i wymierania tych mniej przystosowanych. Nie bez powodu nie mamy dinozaurów i zapewne tysięcy jak nie milionów innych gatunków, które na przestrzeni czasu zniknęły. Mamy morza i oceany tam, gdzie dawniej był ląd, mamy pustynie tam, gdzie dawniej były lasy. Taka jest kolej rzeczy, planeta i natura sobie poradzi. To nie znaczy, że już nigdy się nie zmieni, zmienia się zawsze. Po prostu nie możemy tego rozpatrywać jako szkodliwość dla natury. @Kajothegreat dał tu przykład tego błędu. Uważa, że wymieranie gatunków nieprzystosowanych do zmian klimatycznych jest działaniem szkodliwym dla natury. Nie jest, inaczej natura sama sobie by szkodziła gdy ogrom gatunków już dawno przestał istnieć. Z resztą idąc w drugą stronę, poziom CO2 w atmosferze był dużo wyższy dawno temu i to właśnie jego obniżenie drastycznie zmieniło faunę i florę na ziemi. To znaczy tyle, że ponowna zmiana stężenia CO2 znowu zamiesza w tym kuble i znowu część gatunków wyginie, część się rozwinie i na przestrzeni czasu jednostki najbardziej dopasowane do nowych realiów zaczną przejmować świat. Natura jest płynna, a my jesteśmy tylko malutką mrówką, dla której wszystko jest stałe. To my budujemy się na skraju oceanu tak, jakby ten się nigdy nie zmieniał. To my wytyczamy granice administracyjne na kontynentach, które wciąż się przesuwają. To my jesteśmy uzależnieni od tempa zmian natury.

Odpowiedz
avatar ChiKenn
0 0

@ZONTAR: jasne, pozostaje tylko jeszcze kwestia szybkości tych zmian... pamiętaj, że ewolucja działa bardzo wolno

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@ChiKenn: Ewolucja to tylko jeden mechanizm. Poczytaj sobie o kwestii wilków w Yellowstone. Jedna drobna zmiana wpłynęła na cały ekosystem mimo, że nikt się tego nie spodziewał. Nagłe zmiany środowiskowe nie prowadzą do zmian ewolucyjnych, a behawioralnych. Zmieniają się różne relacje pomiędzy różnymi gatunkami i cała sytuacja potrafi się zmienić całkiem drastycznie w ciągu kilku lat. To nie znaczy, że powstał nowy gatunek czy któremuś wyrosły skrzydła. To znaczy, że szala przechyla się na korzyść innych gatunków, znika jakiś drapieżnik i nagle pojawia się więcej jego "ofiar", które wpływają na kolejne i kolejne sektory. Efekt może być taki, że część zwierząt wyginie, będzie sobie gorzej radzić lub wyniesie się w inny rejon, a inny gatunek na tym skorzysta i się rozwinie. Znowu ten inny może powiększyć habitat jeszcze innego gatunku i tak dalej. W taki sposób w Yellowstone eliminacja wilków doprowadziła do erozji brzegów rzek.

Odpowiedz
avatar ChiKenn
0 0

@ZONTAR: OK, rozumiem (zapoznałem się z wspomnianym przez Ciebie przypadkiem), ale są gatunki niezbędne do funkcjonowania całych ekosystemów i ich wyeliminowanie czy poważne ograniczenie przez działalność człowieka może doprowadzić do wielu nie tylko nieprzewidzianych, ale też bardzo negatywnych efektów - takim przykładem są pszczoły, pytanie ile innych gatunków ma podobny lub nawet większy wpływ na środowisko tylko my po prostu o tym jeszcze nie wiemy

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@ChiKenn: Z tymi pszczołami to jest akurat bajka. Ktoś bardzo sprytnie zakorzenił u ludzi myśl, że to tylko te biedne, puchate, miododajne stworki zapylają rośliny i ich brak to istna tragedia. To jest G prawda, zapylaczy jest cała masa i zniknięcie pszczół będzie miało przede wszystkim jeden efekt. Mniej miodku. O to w tym wszystkim zapewne chodzi, bo ludzie nie są uzależnieni od byle bąka czy innego latającego robala, a od pszczółek tak. Najwyżej by niektóre produkty zdrożały, bo teraz pszczelarstwo to nadal niezły biznes. Jednocześnie zapewniasz dodatkowych zapylaczy i masz miód. Jak zastąpisz pszczoły czymkolwiek innym, to spadnie dochód z miodu więc koszta takich usług wzrosną. Ewentualnie będziemy polegać tylko na naturalnych zapylaczach i trzeba będzie przywrócić ich naturalne habitaty pomiędzy polami. To też jest powszechny problem - ekspansja rolnicza jest tak duża, że nie ma już naturalnych habitatów wielu stworzeń i żyją one tylko przez tworzenie sztucznych warunków. Nie ma pasów leśnych i łąk rozdzielających pola rolnicze. W przyrodzie nic nie ginie. Strata jednego będzie zyskiem dla drugiego. To tylko my oceniamy komu się bardziej należy. Natura nie jest sprawiedliwa, lepiej przystosowany zwycięża, nieprzystosowany ginie. Nie jesteśmy bogiem, który ma kontrolę na światem. Jesteśmy od niego zależni i mamy tylko kontrolę nad tym, jak korzystamy z dostepnych zasobów i jak o nie dbamy. My światu nic nie odbierzemy, najwyżej sami coś stracimy i temu należy głównie zapobiegać. Wszystko sprowadza się do sumarycznych kosztów i trzeba dobrze policzyć, czy bardziej opłaca się rezygnacja z czegoś, czy zapobieganie negatywnym skutkom. Dokładnie z tego powodu uznaliśmy, że lepiej wsadzić drogie katalizatory i filtry do samochodów niż unikać ich używania. Zanieczyszczenie by było bardziej kosztowne od tych filtrów, ale i tak najdroższe by było zrezygnowanie z transportu spalinowego. Teraz stoimy przed podobnym wyborem. Czy świat będzie lepszy jak połowy ludzi nie będzie stać na kupno samochodu, a przeciętny czas życia samochodu skróci się do 10-15 lat? Będą niższe emisje, będą dużo wyższe koszta, będzie trzeba dużo więcej pracy aby osiągnąć to samo. Swoją drogą, fajna rzecz jest praktycznie zawsze pomijana przy takich analizach. Jeśli dana czynność wymaga dwa razy więcej czasu pracy człowieka, to automatycznie jest odpowiedzialna za dwukrotnie większe emisje tego człowieka. Do tego to się przeciez sprowadza. Stosunek naszej produktywności do naszych emisji. Jeśli ten sam proces wymaga dwa razy więcej ludzi to dwa razy więcej ludzi poświęci swoje życie na jego wykonywanie, a więc zostanie zużyte dwa razy tyle zasobów w ciągu ich całego życia. To się jakoś często pomija jakby praca ludzka brała się z powietrza.

Odpowiedz
avatar ChiKenn
0 0

@ZONTAR: pisząc o pszczołach mam na myśli również (a może przede wszystkim) te żyjące naturalnie, które są właśnie niszczone przez "rolnictwo przemysłowe" - w sumie nie tylko pszczoły ale wszystkie owady w tym zapylacze... co do reszty to nie będę się wdawał w dyskusje bo nie mam aż tak rozbudowanej wiedzy w temacie - miejmy nadzieję, że masz rację :) co do motoryzacji mam podobne zdanie - dlatego sam jeżdżę od 10 lat (i mam zamiar jeździć kolejne 10) tym samym samochodem z dużym, niezniszczalnym silnikiem i instalacją LPG - uważam, że takie podejście jest bardziej EKO niż kupowanie co 3 lata kolejnego "oszczędnego" auta... inna sprawa, że używam tego auta 2-3 razy w tygodniu (dłuższy wyjazd, większe zakupy), a jeśli brakło jakiejś pierdoły do obiadu, albo mi się po prostu nudzi to używam roweru (mieszkam na przedmieściach, bez sklepu "pod nosem")...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2021 o 9:43

avatar ZONTAR
1 1

@ChiKenn: Ja mam podobne podejście. Nie lubię zmieniać samochodów. Aktualnie mam trzy (może dwa i pół, jeden na współwłasność). Jeden w Europie, którym jeździłem od 2011 aż do wyjazdu. Jeszcze jest jako samochód w razie powrotów, ale w końcu będzie trzeba sprzedać lub przekazać rodzinie. Drugi bus używany raczej do rzeczy serwisowych czy wypadów gdzieś na biwaki. Trzeci to obecnie codzienny samochód w obecnym miejscu zamieszkania. Nie jest młody, już ma 8 lat, pali w mieście bliżej 20 litrów, ale jest bardzo wygodny, mało awaryjny i pojeździ jeszcze długo. Trochę przestarzały technologicznie, ale niemalże pancerny. Z czasem planuję doposażyć się nieco biorąc kolejnego busa/półciężarówkę do większych rzeczy i prawdopodobnie coś mniejszego do miasta, co mi nie będzie aż tyle palić. Stawiam jednak na zakup czegoś, co przynajmniej z dekadę mi posłuży. Kupić coś dobrego, dostosować pod siebie i dbać, a będzie służyło latami. W ten sposób też moje rzeczy zawsze są bardziej zadbane niż u ludzi, którzy planują je wymienić niedługo. Jak planujesz jeździć samochodem przez lata, to będziesz dbać, regularnie utrzymywać, wsadzać dobre materiały. Jak planujesz się go pozbyć za kilka lat to olejesz sprawę. Niech się kolejny właścicle martwi remontem. To samo jest z masą innych rzeczy. Moje niektóre sprzęty domowe pamiętają jeszcze komunę, wiele rzeczy ma już po 20+ lat i służą dzielnie, po co wymieniać? Zmieniam tylko wtedy, gdy coś funkcjonalnie niedomaga. Moja największa zmiana wyposażenia wynika tylko z tego, że przeprowadziłem się na inny kontynent i swoich rzeczy nie zabiorę.

Odpowiedz
avatar ChiKenn
0 0

@ZONTAR: cóż mi innego pozostało do napisania jak tylko, że się w 100% zgadzam.... no i że mi teraz zaświtało: chyba już gdzieś kiedyś w innym wątku na mistrzach rozmawialiśmy na ten temat :D

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@ChiKenn: Możliwe, kiedyś się taki wątek przewinął.

Odpowiedz
Udostępnij