Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Dokończ zdanie

Dodaj nowy komentarz
avatar zerco
4 4

Przy takich cenach benzyny wam chce się jeszcze na trzeźwo jeździć???

Odpowiedz
avatar bartnikj
2 2

Google mówi, że przy randomowych kontrolach statystyka wychodzi 0,7 (ha!) %. Czyli te 0,7% odpowiada za 7% wypadków.

Odpowiedz
avatar huba13
0 0

@bartnikj: No nie, te 0,7 nie odpowiada za wypadki, bo zostali złapani.

Odpowiedz
avatar FrozenMind
1 3

Nie znam nikogo z komentujących. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że większość zdarzeń drogowych to szereg kilku wydarzeń, więc czasem wystarczy, aby druga strona (np. ofiara) zrobiła coś inaczej. W Polsce jest brak szacunku do innych użytkowników oraz do własnego zdrowia/życia, stosowanie się do przepisów nazywa się frajerstwem. Podejście w stylu "najwyżej umrę" itp. Jest duże przyzwolenie na przydzielanie ważnych ról krzykliwym głupcom. Ale najłatwiej obwinić: - nadmierną prędkość (w rozumieniu jako do warunków na drodze, a nie ograniczeń), - stosowanie alkoholu lub środków odurzających. W rzeczywistości to na drogach ekspresowych i autostradach z prędkościami 120+ km/h jest niższa śmiertelność niż na wąskich zatłoczonych drogach z prędkością w stylu wyprzedzania jadących 70-80 km/h i wyjeżdżania na czołówkę. Jak ktoś w nocy zaśnie i wjedzie w drzewo - pijany do czasu wyniku badania krwi. A wtedy już nawet nikt nie prostuje, że jednak był trzeźwy. No to może bawił się telefonem? A ja powiem - a może dzik wybiegł? A może zasnął? A może popełnił samobójstwo? Ludzie nożami zabijają własne rodziny, odkręcają kurek z gazem, rzucają się pod pociągi, wieszają się w lasach, rzadziej trują się spalinami. Ale słyszał ktoś o samobójstwie przez rozpędzenie w złości pojazdu i wjechanie w drzewo lub inny pojazd? Nie. Czyli nie wydarza się? No ale to była nadmierna prędkość do warunków suchej pustej drogi. Ponieważ to nadmierna prędkość zabija, jeśli nie alkohol lub narkotyk. Sprawa zamknięta, a rozwiązania wdrożone. Losowe kontrole trzeźwości w poniedziałek rano, bo wtedy najwięcej jest pijanych imprezowiczów. Limity prędkości, progi niszczące zawieszenie i kontrole prędkości z wysokimi karami, które powodują, że wypadki znikają i każdy jeździ przepisowo. Yhy.

Odpowiedz
avatar yahoo111
-1 1

@FrozenMind: Progi niszczące zawieszenie... Wiesz, niby tak, ale jednak nie. Mój dom stoi przy drodze z ograniczeniem 30 km/h, bo jest wąska, jest kiepska widoczność i ogrodzenia przy ulicy, więc może nagle dziecko wyskoczyć. I co? Jest pełno idiotów, którzy normalnie zap*******ją, jakby bili rekordy prędkości. I wiesz, można stwierdzić, że skoro nie było wypadku, to może nie będzie, ale jak będzie, to to może być moje dziecko i wolałbym, żeby kierowcy jednak się stosowali do ograniczenia.

Odpowiedz
avatar FrozenMind
0 2

@yahoo111: Nadmierna prędkość to skutek, a nie przyczyna. Na szczęście można postawić progi i fotoradary. Wtedy nagle ludziom wzrośnie poziom inteligencji wymagany do przewidywania, że coś/ktoś może wybiec na drogę. I spowoduje, że nagle kogoś będzie bardziej obchodziło cudze życie/zdrowie. Ktoś zrobił drogę wymagającą 30 km/h (pewnie projektowana za czasów, kiedy bogacze jeździli końmi). Jaka to klasa drogi? Krajowa? No i dziecko tam może nielegalnie wtargnąć, jakby było bez opieki i nie dało się zastosować rozwiązania inżynieryjnego w postaci barierki lub pasa zieleni. Tymczasem okaże się, że ten znak 30 km/h przed progiem to w praktyce 15 km/h, by nie wpłynąć negatywnie na zawieszenie, oraz wszelkie łączenia elementów pojazdu. Ponieważ w Polsce wykonanie progu zwalniającego, oraz jego utrzymanie, jest bardzo skomplikowane. Co więcej, ich wykonanie jest niezgodne ze standardami i przepisami, ale nie ma za to karnych konsekwencji. Np. w trasie wyjazdu z remizy straży pożarnej (przykład, Koszalin przed oddaniem nowej siedziby PSP). A wiem o takich fuszerkach z własnej praktyki. Sam inwentaryzowałem inny próg, który według projektu miał być +12 cm, a wyszedł względnie +18 cm. I zgadnij, że oprócz operatu z walniętymi odchyłkami powyżej specyfikacji pojawiły się też oznaki rysowania progu przez podwozia ciężarówek (a czasem mogą się też pojawiać plamy oleju od uszkodzeń). Ale najlepsze były przejazdy +12 cm z nawierzchnią płytki betonowej, które potrafiły się rozsypać po przejeździe jednej ciężarówki (np. śmieciarki). Bo ktoś myślał, że to tylko dojazd pod domy o 8 kondygnacjach, więc ruch pojazdów osobowych. Inny próg zainstalowany na krótkiej drodze zbiorczej obok szkoły i basenu. Pisałem z ZDM, że przekrój poprzeczny z czasów Niemców powoduje, że pojazdy o zwykłym, lecz niskim zawieszeniu mogą ulec uszkodzeniu, a dowodem są ślady rys. Zarząd stwierdził, że ma to w dupie, bo za pół roku chce ogłosić przetarg na przebudowę. Ale potem się okazało, że nie ma kasy, więc przebudowa była 2 lata później. 2 lata rozsypującego się progu, który trzeba było naprawiać, a wokół ślady uszkodzeń pojazdów, takie jak ułamane plastiki i kołpaki. No ale cóż, pewnie frajerzy nie zgłosili się po odszkodowania. Ale za to było bezpieczniej, choć sam stan drogi powoduje, że nie da się tam jechać szybko. Więc tak, progi zwiększają bezpieczeństwo, więc najlepiej jest postawić je co 200 metrów i dać strefę Polski ograniczaniem do 30 km/h. Może koszt transportu wzrośnie 2-3 razy, ale będzie bezpieczniej. Ile ginie osób statystycznie w ramach wszystkich wypadków drogowych? W 2021 było to 6 osób dziennie. W roku ginie tyle, ile umarło 1,5 dnia na górce z pozytywnym wynikiem COVID. Teraz sobie wyobraź, ile osób ma dzieci przy drogach i czemu masz być wyjątkowy ze swoim progiem pod domem?

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

@yahoo111: Problem jest nie tyle w prędkości, co w planowaniu infrastruktury. Dobrze zaplanowana zabudowa sprawia, że optymalna trasa z punktu A do B nie przechodzi przez drogi wewnętrzne, strefy ruchu czy zamieszkania. Wyjeżdżasz drogą wewnętrzną, dostajesz się na główne przelotówki i na końcu wewnętrzną dojeżdżasz do celu. Te fragmenty powinny być krótkie. U nas jest chaos i często najlepsza droga pomija długie objazdy głównymi drogami aby przewalić się w trasie przez jakieś osiedle. Jedną z przyczyn jest brak planowania i klejenie jednego osiedla do drugiego, przez co aby się wydostać musisz kilka kilometrów pyrkać 20-30km/h. Poza tym progi zwalniające to zło. Mają to do siebie, że ich ograniczenie jest związane z rodzajem samochodu. Jednym samochodem na drodze z 30km/h mogłem przejeżdżać najwyżej 10km/h, bo inaczej szurałem zderzakiem. Inny samochód spokojnie 20-30km/h robił, a busem to i 60km/h mogłem przez to przelecieć, nawet nie poczułem. Na co komu taki garb? Dużo lepszym rozwiązaniem są bezkolizyjne szykany, jednak te wymagają już planowania i też często są zrobione źle. Kolizyjne to zło w czystej postaci, bo kierują ruch na czołówkę i ograniczają widoczność do tego stopnia, że może dochodzić do dziwnych kolizji. Bezkolizyjne są w porządku, bo nie musisz obserwować co jedzie z przeciwnej strony. Profil jednak powinien być taki, aby był ostrzejszy na wejściu i łagodniejszy na wyjściu. Jak ktoś przesadzi i się nie wyrobi, to wjedzie na wysepkę na środku drogi. Czasem widziałem odwrotnie zrobione. Łagodne wejście i gwałtowny powrót na drogę. Jak tam się nie wyrobisz, to lądujesz prosto na chodniku. To samo czasem widuję ze zwykłymi wysepkami. To jest piękny przykład patologii inżynieryjnej. https://i.imgur.com/kFTFmeb.jpeg Dla poprawy bezpieczeństwa zrobili wysepkę na środku. Przesunęli skrajnię jezdni, jednak kostkę rynsztoku zostawili na wprost, przez co samochody jadące niby 40km/h (na długiej, pustej drodze pomiędzy łąką i zaroślami) nagle przejeżdżają przez nierówną kostkę aby zaraz po tym odbić ponownie w lewo. Widać też, że profil powrotu jest ostrzejszy co wymaga gwałtowniejszego skrętu, a to wszystko z kołem na zwykle mokrej, zabłoconej i śliskiej kostce. Już przynajmniej dwa razy przystanek zniknął jak ktoś na tym stracił przyczepność. A wystarczyłoby, gdyby przystanek do szkoły był przy szkole, a nie 300m od niej na głównej drodze. No ale wtedy autobusy szkolne by musiały skręcać w uliczkę, lepiej stawać na środku drogi, blokować ruch zaraz przy skrzyżowaniu ograniczając widoczność i kombinować jak tu poprawić bezpieczeństwo. Przystanki bez zatoczek to też patologia.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
2 2

@yahoo111: @FrozenMind: Ogólnie jest pewne zjawisko, które można zaobserwować wszędzie. Kiedy kierowcy mają możliwość nadrobienia czasu na trasie, to podejmują małe ryzyko, bo nie jest tego warte. Gdy jednak ograniczymy możliwości tak, że wyciśnięcie każdej minuty oszczędności jest tego warte, to ludzie są skłonni podejmować dużo bardziej ryzykowne decyzje. Świetnie to było widać w przypadku wyścigów Nascar. Wcześniej samochody miały duży zapas mocy, potrafiły szybko przyspieszać i zwalniać, więc wyścig był bardziej taktyczny. Maksymalną prędkość ograniczał kształt toru, zwyczajnie rzadko dało się rozpędzić do możliwości samochodu, ale dzięki temu na prostych ludzie nadganiali. Zdecydowano się ograniczyć moc samochodów do tego stopnia, że ograniczeniem maksymalnego czasu przejazdu już nie był kształt toru i odpowiednie manewrowanie, a moc silnika. Efekty były odwrotne od zamierzonych. Kierowcy wiedzieli, że nie nadgonią straconego czasu, więc podejmowali większe ryzyko doprowadzając częściej do wypadków, bo jak się udało, to mogli ugrać cenne sekundy, których inaczej nie mogli dostać. Na drogach jest to samo. Nie ma ograniczenia na autostradzie, to jedziesz spokojnie w dużym ruchu, a na pustej prostej nadgonisz. Jest ograniczenie i na pustej nic nie nadgonisz, więc będziesz w granicach prawa jeździć bardziej agresywnie aby uniknąć jakichkolwiek opóźnień. Często się z tym spotykałem. Latałem autostradami po 180-240km/h jak były do tego warunki, a jak był większy ruch, gorsza pogoda czy byłem bardziej zmęczony, to jechałem spokojnie. Inni natomiast w takim dużym ruchu czy kiepskiej pogodzie pchali się jak się tylko da, wciskają się, jadą na zderzaku, chcą uzyskać każdą sekundę. To samo z ciężarówkami. Twardy limit 90km/h, więc wyprzedzają się dla 1km/h różnicy. Gdyby mogli pojechać 100km/h, to wielu z nich by już olało ten 1km/h. Oszczędzą trochę paliwa na jednym odcinku jadąc za kimś wolnym, a na innym spalą więcej i nadrobią czas. No ale nie mogą, więc męczą się aby wyskrobać ile się da. Drogi dojazdowe mają ten sam efekt.

Odpowiedz
avatar Rapper3d
0 0

@FrozenMind ja nawet o samobójstwie z uzyciem samolotu slyszalem a jak ktos nie slyszal ze mozna uzyc auta to musi mieszkac pod bardzo duzym kamieniem na dnie zapomnianej jaskini

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

No dobrze, ale co ma na celu ta wypowiedź? Zezwolenie na jazdę po alko, skoro to tylko 7%? Teraz jeżdżą wypici głównie alkoholicy, czyli ludzie, którzy wiedzą, że nie warto ryzykować mandatu albo straty prawka, ale i tak piją, bo są nałogowcami i nie potrafią sobie odmówić chlania. Jeżeli zluzujemy przepisy, np. poprzez zwiększenie dopuszczalnych promili efekt będzie przede wszystkim taki, że więcej osób się odważy zaryzykować jazdę po wypiciu, a zatem liczba wypadków wzrośnie.

Odpowiedz
avatar huba13
0 0

@Trokopotaka: Pierd*lenie. Piję bardzo dużo, więc pewnie jestem alkoholikiem, ale nigdy nie wsiadam po alko za kółko i nigdy nikogo napitego za nie nie wpuszczam.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@huba13: Alkoholizm wiąże się nie tyle z ilością spożywanego alkoholu, co z brakiem umiaru w jego spożywaniu. Czyli w uproszczeniu ktoś wie, że nie może pić, nie powinien pić, albo wypił już dość i trzeba przestać, a mimo to jednak pije, bo jego uzależniony mózg domaga się kolejnej dawki, a on nie potrafi się oprzeć i sobie odmówić. A jeśli jest już przymuszony zewnętrznymi czynnikami tak, że nie ma możliwości się napić, nie potrafi tego przeboleć i myśl, że nie pije dręczy go i nie daje mu spokoju. I tacy ludzie stanowią największe zagrożenie bo nie panują nad swoimi pragnieniami.

Odpowiedz
avatar ZONTAR
0 0

Akurat tu ma rację. Kiedyś liczyłem faktyczne statystyki z kilku lat i wychodziło na to, że wypadków spowodowanych przez kierowców powyżej 0.2 było coś bliżej 0.75%. Cała reszta to były wypadki spowodowane przez pijanych pieszych, z udziałem osób nietrzeźwych (które były pasażerami, przechodniami czy ofiarami) i do tego niektóre kategorie uwzględniają jakikolwiek niezerowy poziom alkoholu. Czyli jak wieziesz żonę, która wypiła jedno piwo i ktoś ci wjedzie w kuper, to lądujesz w statystykach, bo w wypadku brała osoba, która miała we krwi alkohol. Tyle te statystyki warte. Co najważniejsze, brak jest podziału na kategorie 0.2-0.5 i wyższe, przez co nijak nie da się określić wypadkowości obu grup. Da się je jedynie oszacować ekstrapolując wyniki innych pomiarów. W ten sposób można stwierdzić, że kierowcy poniżej 0.5 promila mają wypadkowość zbliżoną do całkowicie trzeźwych, a wzrost liczby spowodowanych wypadków jest dopiero mocno widoczny powyżej tej granicy.

Odpowiedz
Udostępnij