Tak mi się przypomniało:
Wezwaliśmy kiedyś do pracy majstrów do lady chłodniczej. Przyjechał jakiś młody facet z "Usług Chłodniczych". Nie naprawił. Potem przyjechał inny, też nie naprawił. W końcu szef poprosił jakiegoś znajomego który od dawna jest na emeryturze. Facet przyszedł popatrzył, wyjął telefon i gdzieś zadzwonił.
- Halo, Robert? Tyle lat minęło a ty dalej robisz tak samo. Nigdy ci nie wyjdzie.
I się rozłączył. Ale lodówkę naprawił.
Programista ma ten plus, że jeżeli chce, może sobie w kodzie walnąć komentarze, tak by ktoś inny patrząc na niego łatwo połapał się co autor miał na myśli.
Elektryk nie ma tego luksusu, otwiera i widzi coś, co wygląda jak kolorowy makaron z zupki chińskiej. Ale makaron nie jest jeszcze taki zły, bo można przynajmniej dojść (po dłuższym czasie) co do czego jest podpięte. Jeszcze gorzej, jak podłączenia robił fachowiec-esteta. Wtedy wszystkie przewody są ładnie połączone w zbite wiązki, poprzeplatane gdzieś tyłami i połapane przez trytytki, tak że już za cholerę nie widać co do czego wchodzi i gdzie idzie dalej, więc pozostaje tylko mozolnie mierzyć miernikiem i notować. No chyba, że podłączenia robił jakiś guru elektryki, który to, co wymyślił narysował czytelnie na ładnym schemacie i gdzieś tam dołączył. Ale to się raczej nie zdarza.
Tak mi się przypomniało: Wezwaliśmy kiedyś do pracy majstrów do lady chłodniczej. Przyjechał jakiś młody facet z "Usług Chłodniczych". Nie naprawił. Potem przyjechał inny, też nie naprawił. W końcu szef poprosił jakiegoś znajomego który od dawna jest na emeryturze. Facet przyszedł popatrzył, wyjął telefon i gdzieś zadzwonił. - Halo, Robert? Tyle lat minęło a ty dalej robisz tak samo. Nigdy ci nie wyjdzie. I się rozłączył. Ale lodówkę naprawił.
OdpowiedzProgramista ma ten plus, że jeżeli chce, może sobie w kodzie walnąć komentarze, tak by ktoś inny patrząc na niego łatwo połapał się co autor miał na myśli. Elektryk nie ma tego luksusu, otwiera i widzi coś, co wygląda jak kolorowy makaron z zupki chińskiej. Ale makaron nie jest jeszcze taki zły, bo można przynajmniej dojść (po dłuższym czasie) co do czego jest podpięte. Jeszcze gorzej, jak podłączenia robił fachowiec-esteta. Wtedy wszystkie przewody są ładnie połączone w zbite wiązki, poprzeplatane gdzieś tyłami i połapane przez trytytki, tak że już za cholerę nie widać co do czego wchodzi i gdzie idzie dalej, więc pozostaje tylko mozolnie mierzyć miernikiem i notować. No chyba, że podłączenia robił jakiś guru elektryki, który to, co wymyślił narysował czytelnie na ładnym schemacie i gdzieś tam dołączył. Ale to się raczej nie zdarza.
Odpowiedz