Ja pamiętam też wspinanie się na trzepak (zawsze umiejscowiony nad płytami chodnikowymi albo nad cementową wylewką) i zwieszanie się głową w dół, zjeżdżanie z oblodzonej górki wprost na osiedlową ulicę i unikanie przy tym jadących samochodów, a także huśtanie się na huśtawce na stojąco, do tzw. pety (do maksymalnego kąta odchylenia huśtawki czyli gdy nogi wznoszą się daleko ponad poziom głowy).
Pkt. 26 Wrocław nie leży na Podlasiu.
Dziwi mnie, że nie wrzucaliście aerozoli do ogniska. Gaz do zapalniczek był bezkonkurencyjny, ale pianka do golenia powodowała opady śniegu w lecie.
Ja pamiętam też wspinanie się na trzepak (zawsze umiejscowiony nad płytami chodnikowymi albo nad cementową wylewką) i zwieszanie się głową w dół, zjeżdżanie z oblodzonej górki wprost na osiedlową ulicę i unikanie przy tym jadących samochodów, a także huśtanie się na huśtawce na stojąco, do tzw. pety (do maksymalnego kąta odchylenia huśtawki czyli gdy nogi wznoszą się daleko ponad poziom głowy).
OdpowiedzPkt. 26 Wrocław nie leży na Podlasiu. Dziwi mnie, że nie wrzucaliście aerozoli do ogniska. Gaz do zapalniczek był bezkonkurencyjny, ale pianka do golenia powodowała opady śniegu w lecie.
Odpowiedz@Glaurung_Uluroki: I już masz rzucanie się śnieżkami. :D A tak to można się rzucać, nie wiem, „błockami“?
OdpowiedzWspominy z dzieciństwa :)
OdpowiedzHaczyki od procy nazywane były sztyftami. Najlepszy na sztyfty był drut gwiźnięty z przezwajalni silników elektrycznych.
OdpowiedzBerek po murach podpiwniczenia na nieczynnej budowie
Odpowiedz