nie ma za bardzo prywatnych firm, w których są stanowiska bez sensu. nikt nie ma ochoty rozdawać kasy bez sensu. stanowiska mogą się nazywać bez sensu, praca może być łatwa, głupia i powtarzalna (np. moja taka jest), ale jestem naprawdę potrzebna w mojej firmie - gdyby mnie nie było, trzeba byłoby zatrudnić kogoś, kto robiłby dokładnie to, co ja. mógłby się nazywać nawet przyczłap do bulbulatora, ale w moim miejscu pracy taki przyczłap jest akurat potrzebny i co poradzisz... :) ps. jak się nie wie, na czym polega czyjaś praca, trzeba poprosić o opisanie 2-3 dni z takiej pracy
@zmianapogody: To niestety nie jest takie proste.
Kiedy firma przekracza około 15-50 osób (taki duży rozrzut, bo ogrom zależy od branży), podstawowym problemem staje się odpowiednie zarządzenie zasobami, w tym przede wszystkim ludźmi i ich czasem. Świetnie zarządzane firmy rodzinne często padają, bo nie potrafią przeskoczyć tego pułapu i się po prostu gubią, kiedy jedna osoba nie jest już w stanie wszystkiego przypilnować, a nie ma know-how dla ogarnięcia bardziej złożonych mechanizmów.
Pracowałem w jednej firmie, gdzie był potężny przerost zatrudnienia, bo szefostwo zakładało, że więcej sprzedawców czekających na klienta będzie oznaczało większą sprzedaż, a podstawowym problemem było to, że klienci po prostu nie przychodzą i sprzedawcy się zwyczajnie nudzą.
Podkupili potem gościa od konkurencji, który miał im klientów nagonić, takiego młodego-gniewnego z kitką na łebku, ale że chciał powprowadzać za dużo zmian w ich bagienkowatym marazmie, to nie dokończył nawet kwartału. Mnie już tam zresztą też nie było.
A moje obecne stanowisko to Specjalista tłumacz-copywriter.
Język polski nie dorobił się jeszcze dobrej alternatywy dla copywritera i chyba się nie doczeka.
nie ma za bardzo prywatnych firm, w których są stanowiska bez sensu. nikt nie ma ochoty rozdawać kasy bez sensu. stanowiska mogą się nazywać bez sensu, praca może być łatwa, głupia i powtarzalna (np. moja taka jest), ale jestem naprawdę potrzebna w mojej firmie - gdyby mnie nie było, trzeba byłoby zatrudnić kogoś, kto robiłby dokładnie to, co ja. mógłby się nazywać nawet przyczłap do bulbulatora, ale w moim miejscu pracy taki przyczłap jest akurat potrzebny i co poradzisz... :) ps. jak się nie wie, na czym polega czyjaś praca, trzeba poprosić o opisanie 2-3 dni z takiej pracy
Odpowiedz@zmianapogody: To niestety nie jest takie proste. Kiedy firma przekracza około 15-50 osób (taki duży rozrzut, bo ogrom zależy od branży), podstawowym problemem staje się odpowiednie zarządzenie zasobami, w tym przede wszystkim ludźmi i ich czasem. Świetnie zarządzane firmy rodzinne często padają, bo nie potrafią przeskoczyć tego pułapu i się po prostu gubią, kiedy jedna osoba nie jest już w stanie wszystkiego przypilnować, a nie ma know-how dla ogarnięcia bardziej złożonych mechanizmów. Pracowałem w jednej firmie, gdzie był potężny przerost zatrudnienia, bo szefostwo zakładało, że więcej sprzedawców czekających na klienta będzie oznaczało większą sprzedaż, a podstawowym problemem było to, że klienci po prostu nie przychodzą i sprzedawcy się zwyczajnie nudzą. Podkupili potem gościa od konkurencji, który miał im klientów nagonić, takiego młodego-gniewnego z kitką na łebku, ale że chciał powprowadzać za dużo zmian w ich bagienkowatym marazmie, to nie dokończył nawet kwartału. Mnie już tam zresztą też nie było. A moje obecne stanowisko to Specjalista tłumacz-copywriter. Język polski nie dorobił się jeszcze dobrej alternatywy dla copywritera i chyba się nie doczeka.
OdpowiedzAleż oczywiście że jest odpowiednia nazwa - pani Jadzia to "cleaning manager" lub w wersji spolszczonej "konserwator powierzchni płaskich" ;)
Odpowiedz