Jedno i drugie to gówno. Odzież wyłącznie na jedną sytuację, nadaje się dla robola którego nie stać na zimowe ubrania robocze czy prostytutki stojącej na ulicy w mroźny wieczór. To odzież doraźna, która ma sens jako rozwiązanie awaryjne jak okazjonalne wyjście na sanki. Odzież zimowa ma to do siebie, że w ruchu wentyluje, a w spoczynku izoluje. Jest w niej ciepło, ale się nie zgrzejesz. Takie rajtuzy przylegają do ciała i nie pozwalają na wentylację. Wystarczy za dużo ruchu lub wejście do ciepłego pomieszczenia i już jaja mokre. Odzież termoaktywna niewiele zmienia. Jej jedyną różnicą jest to, że lepiej odprowadza wilgoć, więc jaja będą równie spocone co termoaktywne ubranie. Nadal potrzebujesz odpowiedniej wentylacji i nadal w spoczynku musisz się zaizolować. Jedno i drugie nie jest uniwersalne.
Jedno i drugie to gówno. Odzież wyłącznie na jedną sytuację, nadaje się dla robola którego nie stać na zimowe ubrania robocze czy prostytutki stojącej na ulicy w mroźny wieczór. To odzież doraźna, która ma sens jako rozwiązanie awaryjne jak okazjonalne wyjście na sanki. Odzież zimowa ma to do siebie, że w ruchu wentyluje, a w spoczynku izoluje. Jest w niej ciepło, ale się nie zgrzejesz. Takie rajtuzy przylegają do ciała i nie pozwalają na wentylację. Wystarczy za dużo ruchu lub wejście do ciepłego pomieszczenia i już jaja mokre. Odzież termoaktywna niewiele zmienia. Jej jedyną różnicą jest to, że lepiej odprowadza wilgoć, więc jaja będą równie spocone co termoaktywne ubranie. Nadal potrzebujesz odpowiedniej wentylacji i nadal w spoczynku musisz się zaizolować. Jedno i drugie nie jest uniwersalne.
OdpowiedzPamiętam artykuł z PRLowskiej gazety o tym, że niby poprawiło się zaopatrzenie w ten deficytowy wtedy towar. Nosił tytuł: "Coś drgnęło w rajstopach".
Odpowiedz