Taka ciekawostka:
na prawach autorskich zarabiają głównie artyści, czyli osoby, które faktycznie coś tworzą. W przypadku muzyki są to twórcy słów i melodii. Za każdym razem, kiedy ktoś chce użyć ich dzieła w celach komercyjnych, musi uzyskać ich (odpłatną) zgodę. Można oczywiście scedować też te prawa na taki ZAiKS, który będzie tym zarządzać i tylko odpalał $$$.
Jeśli jesteś tylko wykonawcą, bo na przykład walisz w bębny tak jak autor piosenki kazał, masz prawa do swojego wykonania. Dostaniesz od tego procent, kiedy ktoś użyje tej właśnie wersji piosenki. W przypadku coverów itp. nie masz nic do powiedzenia ani tym bardziej zarobienia.
Po drodze jest oczywiście jeszcze wydawca, ale on też ma prawa tylko do tego wykonania, które z nim zostało nagrane.
Po drodze jest jeszcze kilka innych większych i mniejszych praw, które przysługują niemal wyłącznie autorom tekstu i muzyki. Dlatego właśnie do płyt dodawane są książeczki z nierzadko litaniami nazwisk.
Ta pani została wynajęta do odtworzenia czegoś, co stworzył ktoś inny, tak jak zresztą większość "artystek". Ot, taki chodzący magnetofon. Zwłaszcza w erze autotune'a, bipedalne magnetofony straciły na wartości. Dlatego nie należy stawiać w jednym szeregu artystek pokroju Nosowskiej, Adele czy Harvey obok Wungli, Kleł i innych Bejonsów.
Taka ciekawostka: na prawach autorskich zarabiają głównie artyści, czyli osoby, które faktycznie coś tworzą. W przypadku muzyki są to twórcy słów i melodii. Za każdym razem, kiedy ktoś chce użyć ich dzieła w celach komercyjnych, musi uzyskać ich (odpłatną) zgodę. Można oczywiście scedować też te prawa na taki ZAiKS, który będzie tym zarządzać i tylko odpalał $$$. Jeśli jesteś tylko wykonawcą, bo na przykład walisz w bębny tak jak autor piosenki kazał, masz prawa do swojego wykonania. Dostaniesz od tego procent, kiedy ktoś użyje tej właśnie wersji piosenki. W przypadku coverów itp. nie masz nic do powiedzenia ani tym bardziej zarobienia. Po drodze jest oczywiście jeszcze wydawca, ale on też ma prawa tylko do tego wykonania, które z nim zostało nagrane. Po drodze jest jeszcze kilka innych większych i mniejszych praw, które przysługują niemal wyłącznie autorom tekstu i muzyki. Dlatego właśnie do płyt dodawane są książeczki z nierzadko litaniami nazwisk. Ta pani została wynajęta do odtworzenia czegoś, co stworzył ktoś inny, tak jak zresztą większość "artystek". Ot, taki chodzący magnetofon. Zwłaszcza w erze autotune'a, bipedalne magnetofony straciły na wartości. Dlatego nie należy stawiać w jednym szeregu artystek pokroju Nosowskiej, Adele czy Harvey obok Wungli, Kleł i innych Bejonsów.
OdpowiedzCzy przypadkiem ta pani nie wylądowała na ulicy wskutek nadużywania narkotyków? A przerób miała dużo większy od dochodów.
OdpowiedzKto?
Odpowiedz