Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Mistrzowie.org

Pokaż menu
Szukaj

Ivana

Dodaj nowy komentarz
avatar zirelh
-4 8

Ok. 22,5 EUR/dzień... Czyli stawka gorzej jak dla murzyna

Odpowiedz
avatar Zelbet
2 2

@zirelh: Czy ja wiem - płatne soboty, niedziele, święta...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 marca 2023 o 12:56

avatar Prozor
0 0

Słabo z liczeniem, ponad 8 tys. € to i owszem, ale rocznie. Dniówka to ok. 22,46 €. Czyli zakładając pracę po 8h dziennie (oglądanie telenoweli nie wlicza się) to za godzinę 2,80 €.

Odpowiedz
avatar wroblitz
-3 3

@Prozor: Obawiam się, że u Ciebie też tak średnio z tym liczeniem, bo skoro już chcesz to odnieść do normalnej pracy na etacie, to te €8 200 rocznie powinno się raczej podzielić przez liczbę dni roboczych w roku (jakieś 250) nie zaś przez ogólną liczbę dni w roku. Do tego jeszcze wypadałoby chyba doliczyć jakiś ulrop, który w Hiszpanii - z tego, co udało mi się naprędce wyszukać - wynosi 30 dni, co zmniejsza liczbę dni roboczych do 220, a zatem skutkuje odpowiednio stawką €37,27 / dzień i €4,66 / godzinę.

Odpowiedz
avatar Ashardon
0 4

Czy ona w tym czasie pracowała? Jaki był jej wkład do budżetu domowego? Jeżeli nie pracowała, to jej zasranym obowiązkiem była zapi**lać w domu. Jeżeli pracowała, to zasranym obowiązkiem obu stron było zapi**lać w domu.

Odpowiedz
avatar Kajothegreat
4 4

@Ashardon: Mąż nie pozwalał jej pracować (mimo, że żona chciała). Właśnie dlatego sąd zasądził jej odszkodowanie (minimalną hiszpańską przez czas, w którym mąż wyrażał sprzeciw wobec tego, by jego żona pracowała, a przy rozwodzie nie chciał jej zostawić nic).

Odpowiedz
avatar wroblitz
1 1

@Kajothegreat: Dla mnie wyrok ten jest dziwny z kilku powodów. Po pierwsze absurdalnym wydaje się fakt, że zasądzona kwota została wyliczona poprzez zsumowanie minimalnych wynagrodzeń z każdego z tych 25 lat (bez jakiejkolwiek waloryzacji, czy odsetek, a dość powiedzieć, że w roku przyjęcia przez Hiszpanię euro (1999) płaca ta wynosiła €486, dziś zaś jest to €1 080). Po drugie - ograniczenie się jedynie do tego, że dana osoba (strona powodowa) nie miała przez te wszystkie lata żadnych dochodów, również nie wydaje się być przesadnie sprawiedliwe, bo należałoby jednocześnie zauważyć, że nie miała ona też żadnych wydatków (jest przez kogoś utrzymywana, a zważywszy na to, że w tym konkretnym przypadku tym kimś był właściciel sieci siłowni oraz 70 ha plantacji oliwek, to chyba można zaryzykować stwierdzenie, że żyło jej się lepiej, niż by jej się żyło, gdyby była sama i utrzymywała się ze swojej pracy). A zatem przyjmując, że przez te wszystkie lata pracowałaby za tę płacę minimalną, to dziś nie miałaby na koncie tej zasądzonej sumy (minus ewentualne pieniądze wydane wyłącznie na siebie). Oczywiście mogłaby (i zapewne pracowałaby) za większe pieniądze, ale wówczas jest to równanie w stylu "Wynagrodzenie - wspólne wydatki - wydatki na siebie", co raczej nie równa się płacy minimalnej. Z drugiej strony należy zauważyć, że brak aktywności zawodowej przez praktycznie całe swoje życie, skutkuje szkodą w postaci zmniejszenia oferowanego jej wynagrodzenia na chwilę obecną, z czym jednak musi się mierzyć (czy też będzie musiała się zmierzyć po wydaniu tych €205 tys.), ale zdaje się, że to akurat zostało przez sąd uwzględnione - wrócę do tego na końcu. Po trzecie - praca wykonywana w domu nie jest wykonywana wyłącznie dla tego drugiego (pracującego zawodowo) małżonka, tylko dla całej rodziny (w tym również dla osoby pracującej w domu, a więc z tego powodu również należałoby dokonać jakiegoś potrącenia). No i generalnie należy jeszcze zauważyć, że od samego początku małżeństwa mieli oni rozdzielność majątkową, więc całość sprawia wrażenie jakiegoś rozwiązania bliższego stosunkowi pracownik-pracodawca, aniżeli żona-mąż. Wrażenie to potęguje dodatkowo fakt przyznania jej jeszcze emerytury od męża (w niemałej zresztą kwocie, bo €500 / miesiąc). Zresztą najlepszym podsumowaniem tego wyroku jest chyba zdjęcie powódki.

Odpowiedz
avatar Kajothegreat
1 1

@wroblitz: Chciałbyś, by wyliczyli minimalną, przy uwzględnieniu inflacji, z każdego miesiąca tych 25 lat? I tak btw, licząc na szybko: 25 x 12 = 300, 200k/300 = około 670. Jeśli nie zarabiasz, nie masz żadnych oszczędności. Już abstrahując od faktu, że nie mogła przez to rozwijać kariery zawodowej (przez co teraz będzie zarabiać dużo mniej, niż gdyby pracowała przez cały ten czas. Czyli co, ma wylądować po 25 latach pod mostem, bo mąż nie pozwalał jej pracować (i, na przykład, odkładać na mieszkanie)? Nikt nic nie wspominał o "pracy wykonywanej w domu". Raczej o "przemocy ekonomicznej". Można się zastanawiać jednak, dlaczego w ogóle ona się na to godziła - ale tu znowu: nie mamy wystarczająco wiedzy, by to oceniać.

Odpowiedz
avatar Kajothegreat
1 1

@Kajothegreat: Nie mogę edytować... W każdym razie: te 670 euro na miesiąc to coś koło polskiej minimalnej (choć fakt, Polska dogania Hiszpanię [czy może: Hiszpania powoli spada za Czechy, Polskę czy Słowację])

Odpowiedz
avatar wroblitz
0 0

@Kajothegreat: €670 to raptem 62% z tego, co by jej przysługiwało, gdyby to jednak wyliczyć w oparciu o obecne warunki, nie zaś te sprzed ćwierć wieku, czy też - jeżeli bardziej przemawiają do Ciebie kwoty - wówczas powinna otrzymać €324 000, a więc o €119 000 więcej niż dostała. Być może dla Ciebie to mało (bo zakładam, że taka właśnie konkluzja miała wynikać z tych Twoich obliczeń), jednak dla mnie to istotna kwota / różnica. Generalnie na co dzień przy powodztwach wylicza się kwoty należnych odsetek (a nawet odsetek od odsetek) niekiedy od kilkudziesięciu faktur z różnymi datami wymagalności, do DNIA zapłaty, więc dlaczego sąd w tym wypadku nie miałby poczynić takich wyliczeń? Niemniej jednak myślę (i to też próbowałem przekazać), że w zupełności wystarczyłoby przemnożenie tych 25 lat przez obecną minimalną (co skądinąd byłoby nieporównanie łatwiejsze od tych istotnie poczynionych obliczeń), bo próba rekompensaty komuś czegokolwiek po wartości z chwili zdarzenia, a nie z momentu wypłaty jest pozbawiona sensu. Trochę tak, jakbym 10 lat temu zjadł Ci paczkę chipsów i w związku z tym musiał Ci dziś zwrócić 1,99 zł (na kanwie faktu, że tyle wówczas Cię te chipsy kosztowały), a nie 5,99 zł (ile kosztują dziś i co de facto pozwoliłoby Ci na ich sobie odkupienie). Po prostu taki system faworyzuje pozwanego i tylko w niewielkim stopniu zadośćuczynia. O tym, że z powodu niepracowania przez 25 lat kobieta ta znajduje się obecnie w gorszej sytuacji, aniżeli by się znajdowała pracując przez te wszystkie lata, wspominam w swoim komentarzu, więc nie stanowi to kwestii spornej między nami i zakładam, że piszesz o tym wyłącznie dlatego, że Ci to umknęło. Nie jest natomiast prawdziwym zdanie "Jeśli nie zarabiasz, nie masz żadnych oszczędności". Już pomijam fakt, że można nie pracować przez chwilę, a jednocześnie kasy mieć jak siana, bo oboje wiemy, że nie o to Ci chodziło, choć de facto tak skonstruowane zdanie, pozwala na obalenie go również i takim argumentem. Istnieją jednak zarówno inne źródła regularnych i stałych dochodów (najem, dywidendy, czy właśnie pieniądze otrzymywane od małżonka, czy rodzica), jak i można okazjonalnie zdobyć oszczędności w inny sposób (np. w drodze dziedziczenia, darowizny, czy odszkodowania). Nie wiemy, jak to wyglądało w tym przypadku (choć zakładam, że będąc żoną milionera, to raczej wiodła dostatnie życie, aniżeli głodowała klepiąc biedę niczym - nie przymierzając - Michał Figurski), ani nawet, czy w momencie rozwodu saldo jej konta wynosiło 0 (w co też osobiście wątpię), jak również tego, która strona wniosła o rozwód. Wiemy jednak, że zgodziła się wejść w taki układ i podpisać intercyzę, a następnie w tym układzie trwać przez te ćwierć wieku (co warto podkreślić - układ ten przez przynajmniej kilka lat nie zawierał w sobie dzieci, albowiem kobieta ma dziś 48 lat, starsza córka 20, a młodsza 14, zaś małżeństwo trwało 25 lat, więc nawet jeżeli dobro dzieci - na którymś momencie tej relacji - stało się koronnym argumentem ku temu, by w niej dalej trwać, tak jednak musiała ich mieć wystarczająco dużo jeszcze zanim się one pojawiły, skoro nie zdecydowała się go zmienić lub zerwać wcześniej).

Odpowiedz
avatar wroblitz
0 0

@Kajothegreat: Być może wiodla luksusowe życie i dostawała od niego przez te wszystkie lata więcej kasy miesięcznie niż Ty i ja deklarujemy w swoich PIT-ach, a być może w ogóle nie otrzymała od niego złamanego grosza (najpewniej jednak było to coś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami) - tego nie wiemy. Tak samo, jak nie wiemy, jak właściwie wyglądało to małżeństwo, łącząca ich relacja, ta jej praca w domu (choć w tej kwestii też mi osobiście bliżej jest jakoś ku opiekunkom, sprzątaczkom i kucharkom, niż ku wykonywaniu samodzielnie jakiejś niewolniczej pracy od świtu do zmroku). Tak czy owak chyba można założyć, że nie przeszkadzało jej takie życie, ani przed pojawieniem się dzieci, ani po, a zaczęło dopiero po tym, jak przestała być utrzymywana i musiała się wyprowadzić z mieszkania męża. Swoją drogą ciekaw jestem, czy byłbyś równie wyrozumiały dla mnie, gdybym to ja za młodu poznał jakąś właścicielkę sieci siłowni oraz sporej plantacji (choć oczywiście nie wiemy również tego, kiedy ten gość stał się właścicielem tego wszystkiego, no ale zakładam, że już wówczas można się było domyślić, że jest człowiekiem majętny / pochodzącym z takowej rodziny), ta zaproponowała mi układ w stylu "Wprowadź się do mojej 200-metrowej willi, będziesz siedział w domu, prał, gotował, jeździł moim Porsche na zakupy", ja bym na to przystał, zgodził się na podpisanie intercyzy i żył sobie tak przez ćwierć wieku aż do rozwodu. Naprawdę uważasz, że wówczas - po rozwodzie - moja była żona powinna mi zapłacić za te 25 lat pracy w domu, opiekę nad dziećmi (bo wbrew temu, co piszesz o "przemocy ekonomicznej", to z każdego tytułu biją raczej te argumenty. Fakt, że kwota rekompensaty za przemoc równa jest płacy minimalnej za poszczególne lata, też zdaje się tego dowodzić, tudzież wskazywać na niebywałą wręcz koincydencje) oraz zapewnić dożywotnią emeryturę (która skądinąd też raczej kojarzy się bardziej z pracą niż przemocą)? Bo ja nawet wówczas (mając w tym niewątpliwy i niemały interes) trwałym przy swoim obecnym stanowisku, a już na pewno by mi do głowy nie przyszło występować z takim powództwem. Generalnie raczej jestem zdania, że albo włazisz do takiej złotej klatki (ze świadomością jej plusów, minusów i ryzyka wybrania sobie takiego sposobu na życie), albo nie. No i generalnie to ty ponosisz konsekwencje swoich decyzji. Mnie osobiście jakoś jednak łatwiej jest uwierzyć w to, że przez lata takie życie tej kobiecie po prosto pasowało (a przynajmniej bardziej niż zakomunikowanie mężowi, że chce się pójść do pracy i doprowadzenie do tego nawet kosztem rozwodu), zaś w momencie końca tej sielnanki, nagle poczuła się skrzywdzona, wykorzystana, a przede wszystkim zwęszyła szansę na ugranie jeszcze czegoś na tym na odchodne (być może był w tym wszystkim też jakiś czynnik chęci odegrania się / zaszkodzenia). Jednocześnie - co jest raczej mało modne i spektakularne - wierzę w słuszność wyroków sądowych, więc wierzę, że w tej konkretnej sprawie zbadano wszystkie okoliczności, gość okazał się być despotą, tyranem i skąpiradłem, pod którego była wpływem, istniały tam jeszcze jakieś inne popie*dolone stosunki zależności i ta kasa to de facto wycena poniesionych przez nią krzywd psychicznych (choć w tej kwestii jakoś bardziej przekonałaby mnie jakaś inna kwota, aniżeli suma minimalnych wynagrodzeń za wszystkie lata trwania małżeństwa), która to - cytując klasyka - jej się po prostu należała. Niemniej jednak z całą pewnością wypłacanie takich odszkodowań nie powinno stać się ogólnie przyjętą praktyką. PS. Zdaje się, że opcja edycji doznała jakichś zmian. Sam chciałem wcześniej dorzucić swój komentarz do zdjęcia, co jednak nie było mi dane.

Odpowiedz
avatar rellink
0 0

No jak ktoś w domu robi i pracuje to raczej wolnego sobie nie robi. W weekend zawsze się coś posprząta czy ugotuje. Także tu przełożenie na robocze nie ma sensu.

Odpowiedz
avatar wroblitz
0 0

@rellink: A jaki - w takim razie - jest sens przekładania tego na etatowe 8 godzin dziennie? Czy wręcz, jaki sens przyświeca przekładaniu tej pracy domowej na pracę zawodową na gruncie godzin pracy dziennie, przy jednoczesnym ignorowaniu tego w aspekcie dni pracy w tygodniu, czy też roku? Abstrahując już od tego, że ja osobiście nie potrafię sobie wyobrazić takich obowiązków domowych, których wypełnianie wymagałoby poświęcania im każdego dnia 8 godzin ciągłej pracy. PS. Pisząc "także" masz na myśli "tak więc" czy "również"? Bo jeżeli to pierwsze, to należałoby to napisać rozdzielnie.

Odpowiedz
Udostępnij